Przepraszam, że jest taki niedopracowany i w ogóle, ale nie mam dobrego pomysłu na rozdziały. Lecz pomimo tego będę się starała coś wymyślić i napisać. Kolejne wpisy mogą być dodawane nieregularnie przez szkołę i naukę. To tak tyle z mojej strony proszę o wyrozumiałość i zapraszam do czytania tego niestety trochę kiepskiego rozdziału.
*************************************************************************
Perspektywa:
Narrator
Natria oszraniała
muszlę, coraz lepiej jej to wychodziło, po mimo, że na początku
to ją przeraziło powoli uczy się z tym żyć. W końcu w życiu
również trzeba przezwyciężyć wiele rzeczy. Od wejścia jeźdźców
w las minęło ok. 3 godzin.
- ile im tam
jeszcze zejdzie rozbrajać te pułapki? - zapytał zniecierpliwiony
Ian rzucając się na piasek.
- nie wiem może
nawet kilka godzin- wzruszyła ramionami Argea bawiąc się swoją
różdżką, w ogóle ją to nie za bardzo obchodziło w końcu miała
spokój od Sączysmarka.
- to co robimy?
Może w coś zagramy?
- nie chce mi się
– rzekła Natria odkładając przyozdobioną muszlę do sterty
innych lodowych muszelek.
- o! Widzę, że
idzie ci to coraz lepiej – uśmiechnął się Ian, odwzajemniła
uśmiech.
- co powiecie na „
Dzień i noc”( Michał Szyc)? Zaśpiewamy sobie? - zapytała Argea
robiąc przy tym oczy maślane. Natria westchnęła i popatrzyła na
resztę. Chłopaki kiwali głowami nie miała wyjścia, zgodziła
się. Minęło im tym sposobem pół godziny, wtedy usłyszeli
krzyki dobiegające z lasu. Szybko pobiegli w tamtą stronę, mijali
drzewa, aż w końcu dotarli do skalnego urwiska gdzie toczyła się
walka między jeźdźcami, a jakimś dziwnymi ludźmi. Wyglądali
nieco przerażająco i powtarzam, że dziwnie. Skryli się za
drzewami, aby obserwować sytuację i w razie czego wkroczyć do
akcji. Wtedy łucznicy wystrzelili ze swoich łuków, dość
nienormalne strzały, gdyż w locie wyskakiwały z nich sznury przy
czym wiążąc innych. Smoki pomimo swoich rozmiarów zostały
obezwładnione, tak samo jak ich jeźdźcy. Zdziwiło ich to, że
Szczerbatek dał się pokonać, z tego co wiedzieli był to bardzo
potężny smok. Ale z drugiej strony mogli być już wszyscy zmęczeni
to, że męczyli się od kilku godzin z pułapkami. To teraz zostali
na dodatek zaatakowani. Tamci związali ich grubymi sznurami i
trzymali ich mocna za ręce, trzymając je z tyłu, a smoki zostały
uśpione strzałkami, czarodzieje wyciągnęli różdżki gotowi do
ataku.
Perspektywa: Natria
- ja wyjdę
pierwsza, a wy zaatakujecie ich od tyłu – powiedziałam szeptem
- a jak ci coś
zrobią – dodał Harry
- po pierwsze mam
różdżkę, a w razie czego jesteście jeszcze wy – odpowiedziałam
z uśmiechem, ale sądząc po jego minie szybko dodałam- proszę
zaufaj mi, nic mi nie będziecie
- no dobra –
zakończyli naradę, Ian i Argea szybko się deportowali, a Harry
został. Zdziwiło mnie to, ale od razu moje wszystkie
myśli wróciły, to, że usłyszał poranną rozmowę i to co
wczoraj mi wyznał.
- ale uważaj, oni
mają dość ostre bronie i.
- nic mi nie
będzie. Zaufaj mi – kiwnął głową, ale nadal nie był dosyć
przekonany, no ale tu chodzi o ich przyjaciół. Również się
deportował,
- nie ujdzie ci to
na sucho Dagur!!! - wykrzyczała Astrid próbując się wyrwać się
ze sznurów i „uścisku” poddanych Dagura. „ a więc tak się
nazywa”- pomyślałam, przygotowałam się do ataku.
- nie? -zaśmiał
się szalonym śmiechem, aż mi dreszcz przeszedł – Przecież już
mi uszło. Kto was tu teraz usłyszy? Kto was uratuje z tego co widzę
to wasze smoczki sobie smacznie śpią więc raczej nie są wami
zainteresowane – zakpił i wyciągnął swój miecz, skierował
jego ostrze do Czkawki, rzucił mu groźne spojrzenie. Nieco się
przestraszyłam nie wiedziałam do czego może być zdolny.
- Dagur czemu to
robisz? Co ci to da?
- co? W końcu będę
mieć Nocną Furię, Berserkowie w końcu zdobędą chwałę!!! -
wskazał na śpiącego Szczerbatka i powrócił do swojej poprzedniej
pozycji, tylko, że tym razem ostrze przyłożył do gardła Czkawki.
- ZOSTAW GO! -
wykrzyknęłam, stając sam na sam z przeciwnikiem
- że co?
- TO CO SŁYSZAŁEŚ
MASZ ICH WYPUŚCIĆ! - powiedziałam stanowczo i groźnie, aż
Sączysmark się wzdrygną, sama się zdziwiłam nigdy tak nie
podnosiłam głosu. Trzymałam mocno różdżkę, kierując ją na
Dagura. Nie chciałam jej przez przypadek upuścić musiałam go
nastraszyć i uwolnić przyjaciół.
- bo co mi zrobisz?
Rzucisz we mnie tym swoim patyczkiem? - zakpił, „ o nie!, teraz to
przesadził!” byłam już naprawdę wściekła – zajmijcie się
nią – rozkazał swoim ludziom, oni wystrzelili we mnie strzały.
Machnęłam ręką tworząc chwilową tarczę, aby strzały mnie nie
sięgnęły.
-
expelliarmus! - rzuciłam
zaklęcie, a ich łuki i inne bronie wypadły z im z rąk odrzucając
na kilka metrów od nich samych. Wtedy za kolejnych drzew wyskoczyli
Ian, Harry i Argea trzymali różdżki z tyłu przy głowach
Berserków. Podnieśli ręce do góry, a sam ich, chyba wódz
rozszerzył oczy ze zdziwienia.
- co
to ma być?! Kim wy jesteście?!
-
jesteśmy czarodziejami, a TERAZ ICH WYPUŚĆ, BO INACZEJ TO ONI
ZGINĄ – wskazałam na jego malutką armię.
- ty
naiwno dziewczyno, myślisz, że mnie pokonasz – skierował na
jeźdźców – raczej to ty odpuść, bo sama wiesz co z nimi
będzie.- nawet się nie namyśliłam, odruchowo rzuciłam czar.
-
drętwota – nim
się zorientował, zaklęcie trafiło w niego. Poleciał kilka metrów
do tyłu tracąc przytomność. Spojrzałam groźnie na Berserków
trzymających resztę, oni od razu ich puścili i zaczęli uciekać,
ale Argea była szybsza i stanęła im na drodze, rzuciła w nich
zaklęcie expulso, odrzuciło
im we wszystkie strony i również stracili przytomność. Podbiegłam
do jeźdźców i pomogłam im się odplątać ze sznurów. Harry, Ian
i Argea również pomogli.
-
dzięki, za pomoc – odezwał się Czkawka
- nie
masz za co dziękować przecież on mógł wam coś zrobić –
odpowiedziałam z uśmiechem
-
naprawdę jesteście czarodziejami i rzucacie bardzo dobrze te wasze
no.. zaklęcia – dodała podekscytowa Astrid
- a co
nie wierzyliście nam? -zapytałam krzyżując ręce
- no
nie do końca – uśmiechnęła się niepewnie
-
spoko, nic nie szkodzi mieliście do tego prawo no bo jesteśmy dla
was czym kompletnie nienormalnym – zaśmiałam się
- no
okej, to lepiej wracajmy do domu. Muszę to powiedzieć tacie,
Berserkowie nie mogą nas tak atakować – wyjaśnił Czkawka
- ale
Czkawka... jest jeden problem – dodała Astrid – nasze smoki
zostały uśpione
-
racja to jak je obudzimy przecież nie możemy ich tu zostawić –
spojrzałam na smoki, a następnie na torebkę Argei. Przypomniałam
sobie, że mam eliksir budzący.
-
czekajcie chyba mam pomysł – zaczęłam szukać w torebce
eliksiru, wszyscy w skupieniu patrzyli na mnie, musiałam włożyć
tam całą rękę, aż do ramienia. Jeźdźcy spojrzeli zdziwieni
- jak
to?
-
zaklęcie zmniejszająco-zwiększająco – wyjaśniłam, wkurzyło
mnie to przeszukiwanie torebki, sięgnęłam po różdżkę i
wypowiedziałam zaklęcie accio eliksir,
z torebki wyskoczyła fiolka z bezbarwnym płynem. Chwyciłam ją i
podeszłam do śpiących smoków, były naprawdę duże, nieco się
przestraszyłam, co z tego, że spały były duże!
- to
jest eliksir budzący, obudzi wasze smoki w dwie sekundy. Nie jest on
szkodliwy dla nich – dodałam bo zauważyłam, że Śledzik już
miał coś powiedzieć. Kucnęłam przy smokach i do każdego z ich
pysku wlałam po jednej kropelce płynu. Tak jak mówiłam minęło
dwie sekundy, a smoki stały i były gotowe do lotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz