środa, 25 marca 2015

Cześć

Cześć jestem nieco wkurzona. miałam już gotowy nowy rozdział i miałam go teraz właśnie wstawić zamiast tej wiadomości. Zaciął mi laptop i wszystko się zresetowało i niestety nie wiem jakim cudem rozdział się usunął :( Muszę teraz wszystko pisać od nowa a nie miałam żadnej kopii :'( Więc nie wiem kiedy się pojawi nowy rozdział może się wyrobię i wstawię go jutro lub pojutrze? Nie wiem, w takim razie do zobaczenia i przepraszam :(

poniedziałek, 23 marca 2015

rozdział 18 " Mroczny Pan nadchodzi cz.1"

 Hej! Oto rozdział 18, udało mi się coś wymyślić ;) Mam nadzieję, że się spodoba zapraszam do czytania i komentowania ;)

*************************************************************************************

Zeszliśmy na dół jako para. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma z nami Argei i Iana. Rozsiadłam się na sofie, na fotelu siedział Harry. Wyjęłam księgę zaklęć i zaczęłam czytać. Czułam wzrok mojego chłopaka, ah ja to cudownie brzmi.
- Harry gdzie jest Argea i Ian?- nie zdążył odpowiedzieć bo domu wpadła zdyszana Argea, a za nią Ian. Niósł torbę owoców,a raczej samych pomarańczy i jabłek.
- o wilku moja-odezwał się Harry, zaśmiałam się pod nosem
- co? Rozmawialiście o nas? - zapytał Ian kładąc owoce na stoliku
- właśnie się zastanawiałam gdzie was wywiało?
- aaa jak widzisz byliśmy po coś do jedzenia – wyjaśniła Argea poprawiając swoje rozczochrane włosy.
- tylko dlaczego jesteś taka zdyszana?
- dlaczego? Bo gonił mnie mały smok!
- który uznał, że Argea jest jego mamą – zaśmiał się Ian, uśmiechnęłam się. Argea usiadła obok mnie. Już wiedziałam o co będzie pytać.
- przykro mi, że straciłaś swoją ciocię – westchnęłam – nie martw się jakoś się wszystko ułoży – uśmiechnęłam się nie pewnie. Argea mnie przytuliła na pocieszenie, kiedy mnie już puściła Nareszcie mogłam złapać oddech, jak na taką dziewczynę ma niezwykle mocny uścisk. Nawet nie zauważyłam kiedy za oknem zrobiło się ciemno. No cóż tak właśnie szybko mija czas w takim wspaniałym towarzystwie. Moje zmęczenie dawało już swoje znaki, oczy same mi się zamykały. Wtedy mnie olśniło.
- o matko! - krzyknęłam zrywając się z sofy
- co? - zapytał Ian
- zwiady! - krzyknęłam podbiegając do drzwi, w tym samym ktoś zapukał otworzyłam drzwi. Stał w nich Sączysmark i bliźniaki. Nie zdążyłam nic powiedzieć bo bliźniaki już wparowali do środka tak samo jak Smark. Zamknęłam drzwi i oczekiwałam wyjaśnień.
- dziś na zwiady na lecimy bo przylatuje Marazmor i każdy ucieka do domów, a my nie możemy nigdzie latać – rzekł Smark – nieźle się tu urządziliście – całkiem byłam zdezorientowana.
- eee dzięki? Słuchaj co to jest ten Marazmor? - zapytałam zabierając Mieczykowi veritaserum
- idźcie do Czkawki lub do Śledzika oni wam wyjaśnią.. o! Co to? Czyżby macie tu jakieś śmiercionośne narzędzia? - zapytał z uśmiechem wskazując na gitarę
- o to ci chodzi? - zapytała Argea biorąc instrument do rąk
- no tak!
- to nie to nie jest żadna broń to jest instrument, na nim się gra
- aaa to tak jak Pyskacz gra na fletni? - dodał zaciekawiony Mieczyk, który dorwał się do innych eliksirów
- no może bo nie znam tego Pyskacza – odpowiedziała Argea
- to jest... - zaczął mówić Smark, lecz mu przerwałam
- dobra, dobra wracając do rzeczy ten Marazmor jest aż taki niebezpieczny, że nie możemy nigdzie polecieć? Nie możecie go.. no ten oswoić? - zapytałam Smark się tylko zaśmiał
- nie możemy bo podobno jest tak przerażający, że na sam jego widać jesteś sparaliżowany ze strachu
- aha?
- aaaaaaaaaaa! - odwróciłam się do bliźniaków – to coś się przyssało! - krzyczał Mieczyk, a jego siostra trzymała rozgwiazdę na jego twarzy. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Biegali po całym salonie robiąc niezły bałagan. W końcu Mieczyk oderwał rozgwiazdę i tym razem to on zaczął gonić Szpadkę. Tyle, że wybiegli za dwór. Rozglądnęłam się po pokoju niezły bałagan to oni zdecydowanie potrafią zrobić.
- to cześć tyle chciałem wam powiedzieć no chyba, że mogę tu z wami posiedzieć ….
- nie! Do widzenia zobaczymy się jutro na arenie – Argea zaczęła pchać Sączysmarka za drzwi
- no ale...
- do widzenia!- powiedziała i zamknęła drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy na nią zdziwieni, nigdy tak się nie zachowuje.
- no co?
- nie nic – powiedział ze śmiechem Harry, Argea ciężko odetchnęła i usiadła na swoim miejscu. Przy użyciu zaklęcia szybko pozbyłam się bałaganu.
- nie wiem jak wy ale ja już idę spać – powiedziałam idąc schodami
- odprowadzić cię? - zapytał Harry, zaśmiałam się i szybko odpowiedziałam
- nie trzeba jeszcze trafię do pokoju - poszłam na górę, od razu się położyłam. Wtedy poczułam się strasznie słabo, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nagle pojawił się obraz śmierci mojej cioci. Była związana Mroczny Pan i jeden ze śmierciożerców coś do niej mówili, niestety nie mogłam się przyjrzeć twarzy śmierciożercy bo miał maskę. Widziałam jak rzuca na nią klątwę cruciatus. Lecz Jennifer dalej nic nie mówiła, łzy mi napłynęły do oczu. W końcu widziałam jak Mroczny Pan się wkurzył i odszedł wcześniej mówiąc coś do swojego sługi. Śmierciożerca zrobił to co myślałam rzucił pierwsze zaklęcie niewybaczalne – uśmiercające. Ujrzałam tylko błysk zielonego światła, którego w życiu już i tak widziałam za wiele. Powróciłam do rzeczywistości to była wizja Mroczny Pan może wniknąć do mojego umysłu, a ja nie potrafię się przed tym bronić. Leżałam i płakałam w końcu usnęłam ze zmęczenia ale sny również mi dziś nie służyły. Znowu ten sam obraz i zielony błysk. Obudziłam się cała zalana potem, Argea już była w pokoju i spała. Zarzuciłam swój cienki sweterek i cichutko poszłam na dół. Chłopaki znowu spali w salonie, skoro śpią na kanapie to po co im pokój? Poszłam do kuchni wzięłam szklankę wody i napiłam się. Usłyszałam jakieś szmery.
- Natriiiiiiaaaaa czy to ty? - zapytał zaspany Harry
- tak to ja
czemu nie śpisz?– zapytał podchodząc do mnie, odstawiłam szklankę i się już nie odwróciłam w jego stronę.
- nie mogę spać - odpowiedziałam cicho ręce oparłam o blat i się wpatrywałam w wodę.
- czy coś się stało? - zapytał czule, tylko westchnęłam. Harry mnie odwrócił w swoją stronę byliśmy bardzo blisko siebie. Spuściłam wzrok nie chciałam mu nic mówić, więc skłamałam.
- nie wszystko ok
- nie sądzę. Powiedz mi co się stało?- delikatnie uniósł mój podbródek teraz mogłam mu spojrzeć w oczy. - przede mną nic nie ukryjesz – uniosłam lekko kąciku ust
- wiem
- to mi powiedz co się stało
- Mroczny Pan nadchodzi – powiedziałam niemal, że szeptem.
- to wiemy i tym się aż tak przejmujesz, że nie śpisz w nocy?
- jak on mi nie daje spać.- Harry był zaskoczony, lecz nie odsunął się nawet o milimetr. Cały czas trzymał swoją ręce na moich biodrach. - nic nie rozumiesz prawda?
- no n-nie bardzo
- miałam wizję jak zabija... m-moją ciocię. Specjalnie mi to pokazał abym się załamała i.... - już nie mogłam nic wykrztusić.
- będzie dobrze - powiedział cicho, kiwnęłam głową. Już mieliśmy się pocałować kiedy usłyszeliśmy huk i jęki z salonu. Rzuciliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenie i tam poszliśmy. Był tam spory bałagan, jedna z szafek się przewróciła. Hmm ciekawe dlaczego? Obok szafki leżał Ian przywalony miotłami i książkami. Próbował stamtąd wyleźć Harry szybko mu pomógł. Porozglądałam się po pokoju reszta jest w całości to co on w takim razie robił?
- co ty stary robiłeś? -zapytał Harry, pomagając mu wstać
- eee wiesz że nawet nie wiem – odparł
- może lunatykowałeś? - zapytałam
- ty! Może rzeczywiście lunatykowałem następnym razem chce wyjść na dach i z niego skoczyć i przeżyć! - odparł z radością. Spojrzałam zdziwiona na Harrego ten tylko wzruszył ramionami. Ian narobił niezłego bałaganu, tym razem „posprzątał” Harry. Było już grubo po północy siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy. Harry i Ian siedzieli na kanapie a ja siedziałam na fotelu. Nogi wyłożyłam na oparcie na ręce [dp od aut.: nie wiem, jak się to nazywa więc będzie oparcie;)]. Niedługo później zaczęło ogarniać mnie zmęczenie, oparłam głowę o rękę i przymknęłam oczy tylko na chwilę.
- Natria! - krzyknął Ian, aż podskoczyłam i spadłam na ziemie.
- co?! Co?! - wykrzyczałam
-chyba już śpisz – zaśmiał się
- ha ha ha bardzo śmieszne – wstałam, otrzepałam spódnice i usiadłam z powrotem na fotelu.
- jesteś śpiąca? -zapytał Harry
- nie tylko na chwilę przymknęłam oczy, a wy od razu musicie mnie straszyć. - uśmiechnęłam się oni odwzajemnili ten gest. Zaczęliśmy rozmawiać o Berserkach i o tym Dagurze. I znowu te pół godziny gdzieś uciekło tylko, że tym razem zmęczenie i senność wygrały, zasnęłam.


Perspektywa: Harry
Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, aż Natria znowu usnęła. Ian próbował ją znowu wystraszyć ale nic z tego tym razem na pewno śpi.
- jakbyś nie zauważył Natria usnęła – powiedział po chwili wracając na swoje miejsce.
- no co ty nie powiesz – odpowiedziałem
- słuchaj to weź ją może na górę do jej pokoju przecież to będzie twoja dziewczyna – powiedział Ian z szerokim uśmiechem
- szczerze to jest już moja dziewczyna – odparłem
- co?! Jak?! Kiedy?! - uciszyłem go
- cicho! Bo ją obudzisz
- ile ja w takim razie spałem, że nawet nie wiem że Natria to twoja dziewczyna? - zaśmiałem się
- jesteśmy razem dopiero od wczorajszego wieczoru
- to tym bardziej czemu mi nie powiedziałeś jak tu gadaliśmy?
- nie wiem wypadło mi z głowy
- jasne... - przekręciłem oczami
- okej,okej lepie idź ją zanieś na górę ja już chyba też pójdę spać nie chce znowu zasnąć w salonie i żeby dziewczyny znowu zrobiły nam jakieś zdjęcia – rzekł Ian rozciągając się, poszedł na górę zostałem sam z śpiącą Natrią. Podniosłem ją z fotela i powoli szedłem po schodach aby jej nie obudzić. Wyglądała pięknie jak spała, była taka leciutka, że prawie jej nie czułem. Otworzyłem nogą drzwi do jej sypialni, Argea spała rozwalona na całe łóżko, mamrocząc coś pod nosem. Ułożyłem delikatnie Natrię na jej łóżku, przykryłem kocem i jeszcze raz spojrzałem na nią, chyba tym razem miała spokojny sen. czule ją pocałowałem w policzek i wyszedłem z pokoju. Idąc do własnego, na łóżku siedział Ian. Już wiedziałem, że prędko tej nocy nie usnę. Zaczął wypytywać o mnie i o Natrię, kto o tym wie itp.
- na razie nie wie o tym nikt prócz ciebie nie wiem jak Argea
- aha. Czyli jednak ty ją kochasz a ona ciebie
- tak na to wygląda. Teraz musimy tobie znaleźć dziewczynę – zaśmiałem się
- co?!
- no co? Ty mi nie dawałeś żyć abym się umówił z Natrią, teraz ja się tobie odwdzięczę
- jasne jasne to ja w takim razie idę spać - zaśmialiśmy się i poszliśmy spać. Ian strasznie chrapał, nie wiem jakim cudem ale wszystkie jego poduszki znalazły się na ziemi, a koc tylko w połowie. Cóż on to będzie sprzątał w końcu to jego łóżko. Zamknąłem oczy i przeniosłem się do krainy snów.

wtorek, 17 marca 2015

rozdział 17 "Zrobić ten pierwszy krok, jest najtrudniej"

Wena powraca! Ale na jak długo? Tego nie wiem, ale oto 17 rozdział ;)

*************************************************************************************

Ja, Ian i Argea szliśmy przez wioskę, nie odzywaliśmy się do siebie. Każdy z nas wszystko musiał przemyśleć. Jednakże my jakoś przeżyjemy w związku śmiercią Jennifer, gorzej z Natrią na dodatek nie umie opanować tej mocy kiedy jest zła. Już to zauważyłem ostatnio jak Ian coś tam rozwalił trochę się na niego wkurzyła i zamroziła mu uszy. Wyglądał jak jakiś zabłąkany bałwan, któremu nagle się oberwało w nos. Chociaż bałwany nie mogą ożyć. Wracając do rzeczy, trzeba znaleźć Natrię i to jak najszybciej. W tej samej chwili Argea, powiedziała to o czym właśnie myślałem.
- pasowałoby znaleźć Natrię. No nie?
- tak, Harry pójdzie po nią – Ian posłał mi chytry uśmieszek
- niby czemu ja?
- Harry... jej na tobie zależy chyba o tym wiesz. Potrzebuje twojego wsparcia. A tak w ogóle muszę iść po jakieś owoce, a Ian idzie ze mną
-co?! – odparł Ian
- ktoś mi musi nieść te owoce -rzekła śmiejąc się – to co Harry pójdziesz po nią?
- no dobra. Tylko gdzie ona może być?
- może nad urwiskiem? Nie wiem poszukaj trochę – rzekła i pociągnęła Iana za rękę w stronę małego sadu. No pięknie gdzie ona mogła pójść? Oczywiście, że myślałem aby jej poszukać ale razem z resztą. Tyle się dziś wydarzyło na dodatek usłyszałem jak rozmawia z Argeą na mój temat. Muszę jej w końcu powiedzieć co do niej czuje i że się w niej chyba zakochałem? Ja zakochałem? Serio?! Cóż to jest właśnie życie.
Kierowałem się na urwisko i rzeczywiście była tam Natria. W okół było mnóstwo wysokich krzaków więc trudno było ją zauważyć. Siedziała pod drzewem patrząc na morze. Nogi podkuliła do siebie, wiatr rozwiewał jej platynowe włosy. Oczy niebieskie w promieniach zachodzącego słońca wyglądały tak magicznie, tak niesamowicie. Jednym słowem wyglądała pięknie. Było mi jej szkoda, wiem że jest to dla cios prosto w serce stracić osobę na której nam najbardziej na świecie zależało. Podszedłem do niej i spokojnie zapytałem.
- jak się trzymasz? - wiem, wiem trochę dziwne pytanie. Przecież to oczywiste, że jest w złym stanie!
- jakoś się trzymam. Tylko ciągle nie może to do mnie dotrzeć, że jej już nie ma – powiedziała przez łzy. Usiadłem obok niej
- wszystko będzie dobrze – nasze spojrzenia się spotkały. Dopiero teraz zauważyłem, że jej makijaż nadal się trzymał. Spojrzała z powrotem na morze
- nie wiem Harry już nic raczej nie będzie tak samo – mówiła z coraz większym płaczem. Co ja mam robić? Jak ją pocieszyć? - odnalazłam ją dopiero dwa lata temu, a już mi ją odbierają – wybuchła płaczem. Delikatnie ją objąłem talii i przytuliłem do siebie. Sam się zdziwiłem skąd taki pomysł, a co najważniejsze,skąd odwaga, aby to zrobić. Poczułem jak cała się trzęsie,czułem od niej lekkie chłodne powietrze co mi wcale nie przeszkadzało. Przytuliłem ją mocniej, niech wie,że jest bezpieczna, trzymałem ją w swoich objęciach póki się nie uspokoiła.


Perspektywa: Natria
Po tym jak Harry mnie objął i przytulił. Wtuliłam się w jego ubranie, za nic nie chciałam aby mnie puścił. W jego ramionach czułam się bezpiecznej, nawet nie wiedziałam czemu. Łzy spływały mi po policzkach na pewno część jego bluzki jest mokra. Poczułam jak mocniej mnie przytula, nie wiedziałam co mam robić. Cały tam tak siedziałam wtulona w Harrego ze słonymi łzami. W końcu łzy ustały, nadal byłam w rozpaczy, ale chyba już wykorzystałam wszystkie łzy. Pomimo, że się uspokoiłam nadal byłam w ramionach Harrego. W jego silnych, dobrze umięśnionych ramionach gdzie byłam tylko słabą, kruchą osóbką. Zamknęłam oczy, szum morza, powiewy chłodnego, rześkiego wiatru. Wszystko to co lubię, ale najważniejsze jest to, że jest tu Harry. Dłużej już nie mogę tego ciągnąć. Ukrywać swoje uczucia do niego, a co jeśli on mnie nie darzy tym samym uczuciem? Co jeśli mnie odtrąci? Rozum mówi jedno, a serce podpowiada coś innego. Najwyraźniej Harry zauważył moje zmęczenie, mało brakowało, abym zasnęła wtulona do niego.
- może wracajmy do domu? - podniosłam wzrok i kiwnęłam głową. Wstał i podał mi rękę, chwyciłam ją i również wstałam z ziemi. Poszliśmy do domu, przypomniałam sobie że mamy dziś w nocy wylecieć na zwiady z jeźdźcami.
- kiedy lecimy na zwiady?- zapytałam Harrego, dochodząc do domu
- nie jestem przekonany abyś ty leciała – odpowiedział, weszliśmy do środka. Od razu poczułam miłe ciepło, usiadłam na kanapie, a on obok mnie.
- niby dlaczego? No dobra może jestem trochę przybita z powodu śmierci Jennifer. Ale chcę lecieć z wami – nieco się przybliżyłam do niego. Nagle mnie olśniło „ Kamień podsłuchu” jest to kamień, który zmienia się kraba i może podsłuchać rozmowy. Nawet chyba go wzięłam [dp. od aut. To te kraby z „Piraci z Karaibów: Na krańcu świata”, wtedy co Jack Sparrow był na pustyni i te krabo-kamienie przesunęły Czarną Perłę]
- no tak! - wykrzyknęłam wstając z sofy.
- co?- zapytał zdumiony Harry, również wstał z sofy i oczekiwał odpowiedział
- pewnie się boisz, że jak będziemy np. podsłuchiwać rozmowę Dagura to nas złapią? Prawda?
- no... t-tak
- mam na to sposób – pobiegłam na schody, rzucając do Harrego – no chodź – pobiegł za mną. Wbiegłam do pokoju, wszystko było ładnie poukładane i na swoich miejscach. Podeszłam do średniej skrzyni przy ścianie. Harry stał i patrzył zdziwiony na to co robię.
- pamiętasz może te kraby co wyglądały jak kamienie i potrafiły się w nie zmieniać
- no tak
- to dobrze, można je wykorzystać również do podsłuchiwania. Wydaje mi się, że nawet wzięłam kilka – zaczęłam przeszukiwać skrzynię – no gdzie one są?!
- może ich nie wzięłaś. Z resztą my tylko idziemy zobaczyć czy sama Wiesz Kto wysłał tu Śmierciożerców. Resztą zajmą się jeźdźcy – rzekł Harry, wstałam zrezygnowana i oparłam się o ścianę.
- ale mogły by się przydać - powiedziałam cicho pod nosem, krzyżując ręce na piersi, ale jednak nie za cicho, aby Harry mnie nie usłyszał. Zaśmiał się tylko pod nosem. Powoli zaczął się do mnie zbliżać. Moje serce zaczęło walić jakby zaraz miało wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Zaczęłam myśleć co się zaraz może stać, ale szybko postawiłam, że niech się dzieje co chce. Stałam pod ścianą wpatrując się w jego zbliżające się, piękne oczy.


Perspektywa: Harry
Byłem coraz bliżej Natrii, nie wiedziałem co robię, nie myślałem. Tym razem słuchałem się głosu serca. Czułem jak nogi się pod de mną uginają, lecz dalej szedłem do Natrii. Stała pod tą ścianą, patrzyłem jej prosto w oczy, a ona mi. Kiedy dzieliły nas zaledwie kilka centymetrów, objąłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Stykaliśmy się ciałami, czułem na twarzy jej przyśpieszony oddech. Wtedy to się stało nasze wargi złączyły się! Od tak dawna o tym marzyłem, odwzajemniła pocałunek więc mi ulżyło. Poczułem jak kładzie mi swoje dłonie na torsie. Objąłem ją mocniej, teraz nie było żadnej przestrzeni między nami. Przestało mnie interesować to co się dzieje wokół, liczyło się tylko to, że jesteśmy tu we dwoje.


Perspektywa: Natria
Po tym jak Harry mnie pocałował, serce o mało mi nie wyskoczyło. Odwzajemniłam pocałunek położyłam ręce na jego torsie, a on przyciągną mnie jeszcze bliżej do siebie. Czułam się jak w niebie, jego usta były... no... aż mi trudno opisać. Czyli jednak on mnie kocha jak dobrze, że to on zrobił ten pierwszy krok, ja bym się bała, że mnie odtrąci. Wyłączyłam myślenie i cieszyłam się tą chwilą. Nasze pocałunki były namiętne, ale na tym poprzestaliśmy. W końcu zabrakło nam tchu i się od siebie oderwaliśmy. Patrzyliśmy sobie w oczy, czułam że moje policzki są całe czerwone. Uśmiechnął się do mnie, również się uśmiechnęłam. Nie wiedziałam co powiedzieć całkiem jakby mi odebrało mowę. Na szczęście Harry mi to ułatwił i to on zaczął mówić.
- Natria słuchaj ja się w tobie.. zakochałem. Chciałem ci to już dawno powiedzieć, ale brakło mi odwagi. Kocham cię – jak to wypowiedział serce znowu zaczęło mi szaleć.
- ja ciebie też – odpowiedziałam. A nasze usta ponownie się złączyły, ten pocałunek również trwał przez dłuższą chwilę. Nie wierzę!!! Harry jednak mnie kocha! Kiedy nasz pocałunek się zakończył oparłam głowę o jego tors. Chwilę tak staliśmy przytuleni, w końcu nie musiałam się obawiać, że nie odwzajemnia moich uczuć.
- yyy Natria?
- hm?
- słuchaj ja się tylko zastanawiam czy... czy nie byłabyś no.. ehem moją dziewczyną? - podniosłam wzrok widziałam, że jest zakłopotany. W zamian za odpowiedź czule go pocałowałam.
- czyli się zgadzasz?
- oczywiście kocham cię Harry – uśmiechnęłam się niego, a on również do mnie.


poniedziałek, 16 marca 2015

rozdział 16 " Jennifer Black"

HA! Napisałam kolejny rozdział, HURRA! Już myślałam, że wena mnie pozostawiła, uff dobra, dobra koniec ględzenia. Zapraszam do czytania rozdział trochę krótki, ale być może kolejny będzie dłuższy ;-) Oczywiście dalej możecie pisać swoje propozycje ;-)

************************************************************************************

- co się stało? - zapytał Czkawka
- Natria co ci napisał profesor? -zapytał przejęty Harry podszedł do mnie. Spojrzałam w jego cudowne, lśniące oczy, nie mogłam nic wykrztusić, łzy spływały mi po policzkach. Widziałam jak wszyscy patrzą na mnie z przerażeniem nie wiedzieli co się dzieje.
- Zbiję tego kto to zrobił!!! Nie daruję im tego!!! - wykrzyknęłam wściekła, rzuciłam list na ziemie i pobiegłam z płaczem jak najdalej od rzeczywistości. Wiem, że to nie możliwe ale chcę być teraz sama, to już się zaczęło. Mroczny Pan nadchodzi...


Perspektywa: Harry
- Zbiję tego kto to zrobił!!! Nie daruję im tego!!! - Natria wykrzyczała głosem pełnym złości. Już wiedziałem, że stało się coś strasznego. Wybiegła z areny z płaczem. Spojrzałem na Argęę i Iana ich spojrzenie mówiło” co się stało?”
- czemu Natria płacze i czemu wybiegła? - spytała zaniepokojona Astrid, podniosłem z ziemi list.
- za chwilę się dowiemy – powiedziałem i zacząłem czytać list na głos.- Droga Natrio, muszę ci coś ważnego przekazać Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymieniać nadchodzi. Zbiera swoją armię, zaczynają znikać mugole tak samo jak i młodzi czarodzieje. Niestety stało się coś gorszego, gdyż sama Wiesz Kto, pozbawił życia Jennifer Black – twojej ciotki. Jest mi z tego powodu bardzo przykro, niestety nie mogłem nic zrobić. Któryś ze Śmierciożerców się do tego posunął, jednakże nie wiem kto. Lepiej uważajcie i zwracajcie uwagę na wszystko co jest podejrzanie, myślę, że sama Wiesz Kto wysłał już swoich ludzi do was, proszę uważajcie na siebie. I jeszcze raz bardzo mi przykro z powodu twojej straty, wiem jak była dla ciebie ważna.- skończyłem czytać byłem w szoku. Jej ciotkę zabito? Popatrzyłem na resztę, pomimo że jeźdźcy nie wiedzieli o kogo chodzi. Również byli zasmuceni. Wiedziałem, że Natrię trzeba będzie teraz wspierać, kiedy jest tak bardzo wściekła nie wiadomo do czego może się posunąć.
- kto to ta Jennifer? - zapytała Astrid, spojrzałem na Iana i Argeę kiwnęli głową, a bym mówił dalej. Astrid w dalszym ciągu oczekiwała odpowiedzi tak jak inni.
- Jennifer to była jedyna rodzina Natrii, ma jeszcze wujostwo mugoli, ale oni jej nie nienawidzą, a ona ich. Tak naprawdę nawet nie uważa ich za rodzinę. Jennifer była jej ciocią, odnalazła ją dopiero 2 lata temu i się do niej mocno przywiązała. - wyjaśniłem – mam tylko nadzieję że jakoś to przeżyje, żeby tylko nie zrobiła niczego głupiego.
- a co może zrobić?
- poszukać na własną rękę zabójcy jej cioci, a im właśnie o to chodzi chcą ją zwabić prosto do ich pułapki. Wtedy ją zabiją - Astrid westchnęła zdziwiona
- co? Zabiją ją? Dlaczego?
- jest celem Mrocznego Pana, ale nikt nie wie dlaczego. Oprócz niej i Mrocznego Pana
- to co zrobimy? - zapytał Czkawka
- nic- westchnąłem – wieczorem razem z wami polecimy, zobaczymy czy Mroczny Pan już tu kogoś przysłał.
- to dobra w takim razie do wieczora. Przyjdźcie pod arenę- rzekł Czkawka, kiwnąłem głową i poszedłem razem z Ianem i Argeą.

niedziela, 15 marca 2015

rozdział 15 "List"

Hej! Ostatnio wpadłam na pomysł na nowe opowiadanie, jeśli chodzi o to opowiadanie na pewno z niego zrezygnuję! O nie! Tylko rozdziały mogą się pojawiać najwyżej co tydzień :-( Niestety nauka, szkoła i na dodatek trochę słaba wena. Dlatego może podpowiecie mi co byście chcieli w dalszym ciągu? Bardzo byście mi pomogli ;-)
CZEKAM NA PROPOZYCJE W KOMENTARZACH
  A teraz zapraszam do czytania, ( troszkę rozdział nieudany )


**********************************************************************************


Perspektywa: Argea

Wylądowaliśmy na Berk, Czkawka z Astrid od razu poszli do wodza poinformować go zaszłej sytuacji. Z resztą poszliśmy na arenę. Jeźdźcy coś tam robili, a mnie zastanawiała sprawa Natrii i Harrego. A może Natria ma racje? Może jednak sama to załatwi? No dobra dam jej spokój, ale tylko na jakiś czas! Nieco się zamyśliłam bo nawet nie zauważyłam jak Natria coś do mnie mówi natomiast moją uwagę przykuli Bliźniaki, którzy układali z beczek coś na wzór piramidy, lecz ciągle im się to rozwalało. Obserwowałam ich, w końcu jak ich budowla ponownie się przewróciła. Machnęłam różdżką, a ich wieża wyprostowała się i poukładała. Uśmiechnęli się do mnie, wskoczyli na smoki, nagle cała „piramida” stanęła w płomieniach i się rozwaliła. Wytrzeszczyłam na nich oczy, a oni przybili sobie piątkę

- czy wy tak zawsze musicie coś zniszczyć? - zapytałam- nie po to wam to zbudowałam
- ale nam właśnie o to chodziło!- wykrzyknęła Szpadka i już razem z bratem gdzieś poleciała. Przewróciłam oczami i włączyłam się do rozmowy Harrego, Iana i Natrii                                                         
                                                             W tym samym czasie....


Perspektywa: Czkawka
Opowiedziałem historię swojemu ojcu, słuchał dość uważnie (co się mu nie zdarza często). Krążył w te i we te, omijając palące się ognisko na środku, tak jesteśmy w domu po prostu jest to takie...domowe ognisko. Ja i Astrid czekaliśmy cierpliwie, aż coś powie.
- ci nowi was uratowali tak?- zapytał po chwili, przystając
- tak, Dagur trzymał miecz przy gardle Czkawki i wtedy Natria go uratowała!- odpowiedziała Astrid, a ja kiwnąłem głową.
- w takim razie muszę im koniecznie podziękować. Chodźcie idziemy do Akademii zapewne tam są wszyscy. Prawda?
- tak- wszyscy wyszliśmy z domu. Mój tata leciał na swoim smoku. Szybko dotarliśmy do Akademii, Bliźniaki coś tam robili (nie wnikam co, nikt tu nie może ich zrozumieć), Sączysmark próbował zagadać, że tak powiem do naszych czarodziejek, Śledzik zapisywał jakieś informacje w Smoczej Księdze. Gdy nas zobaczyli od razu podeszli wszyscy. Mój tata zaczął swoją „przemowę”
- Czkawka mi opowiedział co zrobił Dagur..
- to my też ich zaatakujemy! - wykrzyknął Sączysmark zaciskając pięści, obrzuciłem go wściekłym spojrzeniem.
- nie będziecie nikogo atakować. Na razie muszę koniecznie podziękować naszym czarodziejom, że was uratowali. - uśmiechnął się promiennie, Natria się uśmiechnęła nieśmiało.
- to nic takiego, nie ma za co dziękować– odpowiedziała – zrobiliśmy to co słuszne nie znam tego Dagura więc nie wiedziałam do czego jest zdolny, ale znam podobnych ludzi do niego. Dlatego wolałam nie ryzykować
- masz racje nie wiemy do czego będzie zdolny za drugim razem, trzeba się dowiedzieć co on kombinuje -rzekł mój tata
- możemy wylecieć na zwiady – zaproponowałem, ojciec się zamyślił
- dobrze,ale macie naprawdę uważać- przytaknąłem
- wyruszymy w nocy.... - przerwali mi bliźniacy
- hej! Patrzcie coś tu leci!- krzyknął Mieczyk, spojrzeliśmy wszyscy w górę, był to ptak chyba sowa? Zobaczyłem jak Natria podniosła kąciku ust, raczej się ucieszyła na widok sowy. Pytanie brzmi dlaczego?
- to tylko ptak – rzekł znudzony Sączysmark wzruszając ramionami.


Perspektywa: Natria
W naszą leciała moja sowa ucieszyłam się na jej widok tylko co ona tu robi? Nagle zauważyłam, że leci wprost na nic świadomego Smarka.
- o nie, nie, nie. Sączysmark odsuń się! - krzyknęłam ten nic sobie z tego nie zrobił, spojrzałam na sowę zaczęłam machać rękami
- nie stój! Sączysmark odsuń..– bum! Sowa wpadła na Sączysmarka przewracając go na ziemie. - ...się – dokończyłam – mówiłam żebyś się odsunął
- durny ptak! -wykrzyknął Smark, zaśmiałam się
- Hedwiga! Do mnie! - wyciągnęłam rękę, a sowa na niej przysiadła. Była cała biała, puszyste i ciepłe futerko było jej najlepszą cechą, pazurki miała ciemne. W swoim błyszczącym dziobie trzymała list, zaadresowany do mnie.
- co? Ale jak? - zapytał Smark
- to jest moja sowa pocztowa, przynosi mi różne listy – wyjaśniła i wzięłam list. Hedwiga odleciała. Obejrzałam list, na jego przodzie była pieczątka Gorgioz i napis:
odbiorca: Niatra Weily
nadawca: prof.Octoberee
Zdziwiłam się nieco po co profesor do mnie napisał? Może coś się stało? Może Mroczny Pan już dotarł do szkoły i ich zaatakował?
- jak myślicie co chce ode mnie Octoberee?- inni tylko wzruszyli ramionami. Powoli otworzyłam list, coś przeczuwałam, że nie będzie to nic dobrego no i oczywiście wykrakałam! To co przeczytałam całkiem mną wstrząsnęło do oczu napłynęły mi łzy.
- nie, nie t-to nie może być prawda- powiedziałam cicho przez łzy

środa, 4 marca 2015

rozdział 14 " Smoki śpią, czarodzieje ratują"


 Przepraszam, że jest taki niedopracowany i w ogóle, ale nie mam dobrego pomysłu na rozdziały. Lecz pomimo tego będę się starała coś wymyślić i napisać. Kolejne wpisy mogą być dodawane nieregularnie przez szkołę i naukę. To tak tyle z mojej strony proszę o wyrozumiałość i zapraszam do czytania tego niestety trochę kiepskiego rozdziału.

           *************************************************************************

Perspektywa: Narrator
Natria oszraniała muszlę, coraz lepiej jej to wychodziło, po mimo, że na początku to ją przeraziło powoli uczy się z tym żyć. W końcu w życiu również trzeba przezwyciężyć wiele rzeczy. Od wejścia jeźdźców w las minęło ok. 3 godzin.
- ile im tam jeszcze zejdzie rozbrajać te pułapki? - zapytał zniecierpliwiony Ian rzucając się na piasek.
- nie wiem może nawet kilka godzin- wzruszyła ramionami Argea bawiąc się swoją różdżką, w ogóle ją to nie za bardzo obchodziło w końcu miała spokój od Sączysmarka.
- to co robimy? Może w coś zagramy?
- nie chce mi się – rzekła Natria odkładając przyozdobioną muszlę do sterty innych lodowych muszelek.
- o! Widzę, że idzie ci to coraz lepiej – uśmiechnął się Ian, odwzajemniła uśmiech.
- co powiecie na „ Dzień i noc”( Michał Szyc)? Zaśpiewamy sobie? - zapytała Argea robiąc przy tym oczy maślane. Natria westchnęła i popatrzyła na resztę. Chłopaki kiwali głowami nie miała wyjścia, zgodziła się. Minęło im tym sposobem pół godziny, wtedy usłyszeli krzyki dobiegające z lasu. Szybko pobiegli w tamtą stronę, mijali drzewa, aż w końcu dotarli do skalnego urwiska gdzie toczyła się walka między jeźdźcami, a jakimś dziwnymi ludźmi. Wyglądali nieco przerażająco i powtarzam, że dziwnie. Skryli się za drzewami, aby obserwować sytuację i w razie czego wkroczyć do akcji. Wtedy łucznicy wystrzelili ze swoich łuków, dość nienormalne strzały, gdyż w locie wyskakiwały z nich sznury przy czym wiążąc innych. Smoki pomimo swoich rozmiarów zostały obezwładnione, tak samo jak ich jeźdźcy. Zdziwiło ich to, że Szczerbatek dał się pokonać, z tego co wiedzieli był to bardzo potężny smok. Ale z drugiej strony mogli być już wszyscy zmęczeni to, że męczyli się od kilku godzin z pułapkami. To teraz zostali na dodatek zaatakowani. Tamci związali ich grubymi sznurami i trzymali ich mocna za ręce, trzymając je z tyłu, a smoki zostały uśpione strzałkami, czarodzieje wyciągnęli różdżki gotowi do ataku.

Perspektywa: Natria

- ja wyjdę pierwsza, a wy zaatakujecie ich od tyłu – powiedziałam szeptem
- a jak ci coś zrobią – dodał Harry
- po pierwsze mam różdżkę, a w razie czego jesteście jeszcze wy – odpowiedziałam z uśmiechem, ale sądząc po jego minie szybko dodałam- proszę zaufaj mi, nic mi nie będziecie
- no dobra – zakończyli naradę, Ian i Argea szybko się deportowali, a Harry został. Zdziwiło mnie to, ale od razu moje wszystkie myśli wróciły, to, że usłyszał poranną rozmowę i to co wczoraj mi wyznał.
- ale uważaj, oni mają dość ostre bronie i.
- nic mi nie będzie. Zaufaj mi – kiwnął głową, ale nadal nie był dosyć przekonany, no ale tu chodzi o ich przyjaciół. Również się deportował,
- nie ujdzie ci to na sucho Dagur!!! - wykrzyczała Astrid próbując się wyrwać się ze sznurów i „uścisku” poddanych Dagura. „ a więc tak się nazywa”- pomyślałam, przygotowałam się do ataku.
- nie? -zaśmiał się szalonym śmiechem, aż mi dreszcz przeszedł – Przecież już mi uszło. Kto was tu teraz usłyszy? Kto was uratuje z tego co widzę to wasze smoczki sobie smacznie śpią więc raczej nie są wami zainteresowane – zakpił i wyciągnął swój miecz, skierował jego ostrze do Czkawki, rzucił mu groźne spojrzenie. Nieco się przestraszyłam nie wiedziałam do czego może być zdolny.
- Dagur czemu to robisz? Co ci to da?
- co? W końcu będę mieć Nocną Furię, Berserkowie w końcu zdobędą chwałę!!! - wskazał na śpiącego Szczerbatka i powrócił do swojej poprzedniej pozycji, tylko, że tym razem ostrze przyłożył do gardła Czkawki.
- ZOSTAW GO! - wykrzyknęłam, stając sam na sam z przeciwnikiem
- że co?
- TO CO SŁYSZAŁEŚ MASZ ICH WYPUŚCIĆ! - powiedziałam stanowczo i groźnie, aż Sączysmark się wzdrygną, sama się zdziwiłam nigdy tak nie podnosiłam głosu. Trzymałam mocno różdżkę, kierując ją na Dagura. Nie chciałam jej przez przypadek upuścić musiałam go nastraszyć i uwolnić przyjaciół.
- bo co mi zrobisz? Rzucisz we mnie tym swoim patyczkiem? - zakpił, „ o nie!, teraz to przesadził!” byłam już naprawdę wściekła – zajmijcie się nią – rozkazał swoim ludziom, oni wystrzelili we mnie strzały. Machnęłam ręką tworząc chwilową tarczę, aby strzały mnie nie sięgnęły.
- expelliarmus! - rzuciłam zaklęcie, a ich łuki i inne bronie wypadły z im z rąk odrzucając na kilka metrów od nich samych. Wtedy za kolejnych drzew wyskoczyli Ian, Harry i Argea trzymali różdżki z tyłu przy głowach Berserków. Podnieśli ręce do góry, a sam ich, chyba wódz rozszerzył oczy ze zdziwienia.
- co to ma być?! Kim wy jesteście?!
- jesteśmy czarodziejami, a TERAZ ICH WYPUŚĆ, BO INACZEJ TO ONI ZGINĄ – wskazałam na jego malutką armię.
- ty naiwno dziewczyno, myślisz, że mnie pokonasz – skierował na jeźdźców – raczej to ty odpuść, bo sama wiesz co z nimi będzie.- nawet się nie namyśliłam, odruchowo rzuciłam czar.
- drętwota – nim się zorientował, zaklęcie trafiło w niego. Poleciał kilka metrów do tyłu tracąc przytomność. Spojrzałam groźnie na Berserków trzymających resztę, oni od razu ich puścili i zaczęli uciekać, ale Argea była szybsza i stanęła im na drodze, rzuciła w nich zaklęcie expulso, odrzuciło im we wszystkie strony i również stracili przytomność. Podbiegłam do jeźdźców i pomogłam im się odplątać ze sznurów. Harry, Ian i Argea również pomogli.
- dzięki, za pomoc – odezwał się Czkawka
- nie masz za co dziękować przecież on mógł wam coś zrobić – odpowiedziałam z uśmiechem
- naprawdę jesteście czarodziejami i rzucacie bardzo dobrze te wasze no.. zaklęcia – dodała podekscytowa  Astrid
- a co nie wierzyliście nam? -zapytałam krzyżując ręce
- no nie do końca – uśmiechnęła się niepewnie
- spoko, nic nie szkodzi mieliście do tego prawo no bo jesteśmy dla was czym kompletnie nienormalnym – zaśmiałam się
- no okej, to lepiej wracajmy do domu. Muszę to powiedzieć tacie, Berserkowie nie mogą nas tak atakować – wyjaśnił Czkawka
- ale Czkawka... jest jeden problem – dodała Astrid – nasze smoki zostały uśpione
- racja to jak je obudzimy przecież nie możemy ich tu zostawić – spojrzałam na smoki, a następnie na torebkę Argei. Przypomniałam sobie, że mam eliksir budzący.
- czekajcie chyba mam pomysł – zaczęłam szukać w torebce eliksiru, wszyscy w skupieniu patrzyli na mnie, musiałam włożyć tam całą rękę, aż do ramienia. Jeźdźcy spojrzeli zdziwieni
- jak to?
- zaklęcie zmniejszająco-zwiększająco – wyjaśniłam, wkurzyło mnie to przeszukiwanie torebki, sięgnęłam po różdżkę i wypowiedziałam zaklęcie accio eliksir, z torebki wyskoczyła fiolka z bezbarwnym płynem. Chwyciłam ją i podeszłam do śpiących smoków, były naprawdę duże, nieco się przestraszyłam, co z tego, że spały były duże!
- to jest eliksir budzący, obudzi wasze smoki w dwie sekundy. Nie jest on szkodliwy dla nich – dodałam bo zauważyłam, że Śledzik już miał coś powiedzieć. Kucnęłam przy smokach i do każdego z ich pysku wlałam po jednej kropelce płynu. Tak jak mówiłam minęło dwie sekundy, a smoki stały i były gotowe do lotu.

niedziela, 1 marca 2015

rozdział 13 " Zabawa w podchody i zimna kapiel"


- no co?! To nowa miotła!
- dobra, dobra. Jak ich zdejmiemy?- zapytał Harry wskazując na morze i niebo
- chyba nie musimy się nad tym zastanawiać – dodał Sączysmark i wskazał na przyjaciół lecących prosto na nich. Szybko wszyscy padli na piach, a oni przelecieli im nad głowami, lądując w wydmie głową. Reszta podbiegła do nich, przypatrując się bliźniakom. Już chcieli podejść kiedy nagle wyskoczyli z piachu
- mogliśmy zginąć... – powiedziała Szpadka
- no nie.. to co jeszcze raz?! - odpowiedział jej brat z podekscytowaniem
- o nie! Nie będzie następnego razu! Nie wolno wam ruszać magicznych rzeczy. Jasne?
- ale one są takie fajne – rzekł Mieczyk, ale kiedy dostrzegł surowe spojrzenie Natrii od razy zmienił zdanie.
- no dobra – rzekł smutno, a raczej udając smutnego i wtedy wraz z siostrą znowu gdzieś pobiegli, zapewne coś zbroić. Natria tylko ciężko westchnęła i powiedziała:
- oni tak zawsze?
- niestety tak
- o matko! Ja tu nie wytrzymam – powiedziała
- daj spokój z nami wytrzymujesz od pierwszego roku więc wytrzymasz z nimi przez jakiś czas – rzekł Harry, a jej się od razu przypomniała poranna rozmowa i to, że on ją słyszał. Dziwiło ją to, że jeszcze o tym nie wspomniał, ale to może dlatego, że są wraz z przyjaciółmi i nie chciał o tym mówić przy nim? Szybko powróciła do rzeczywistości, postanowiła, że będzie udawać jakby nigdy nic.
- no racja... bo wy to przecież dwa razy więksi idioci od nich na dodatek z różdżkami – uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnij uśmiech. Jego uśmiech był tak cudowny, że nogi jej uginały. Szybko odwróciła wzrok i powiedziała:
- to.. co robimy?
- my mamy trochę roboty musimy zlikwidować resztę pułapek na dzikie smoki, a wy możecie sobie tu pochodzić
- dobra-odpowiedział Harry
- tylko uważajcie na dzikie smoki – dodał Czkawka
- jasne..one już poznały gniew dzikiego smoka – wtrącił się Ian, wskazując na Natrię i Argeę
- ej no! Nie nasza wina! - oburzyła się Argea krzyżując ręce
- a nie? - zadrwił sobie, Argea już powoli sięgała do torebki po różdżkę, ale Natria ją powstrzymała
- ejejejej dajcie sobie już z tym spokój było minęło – zaczęła Natria
- no dobra – odburknęła Argea i stanęła obok przyjaciółki.
- okej to my lecimy uważajcie na siebie- pożegnał się się Czkawka i rozszedł się zresztą w kierunku lasu. Ewidentnie każdy z nich wiedział co ma robić i gdzie iść. Czarodzieje zostali sami na plaży, słońce nie było jeszcze jakoś specjalnie wysoko, co oznaczało, że nie ma jeszcze południa gdzieś ok. 10. Stali w ciszy nikt nie rozpoczął rozmowy, co nie było w ich stylu, zawsze mieli wspólny język, a teraz? Natria i Argea odeszły kawałek od chłopaków, usiadły w pobliżu skał i wody. Natria dotknęła skały pokryła się szronem, ale nie jakimś takim bezkształtu tym razem był to wzór jakiegoś kwiatu. Odwróciła wzrok do Argei, trzymała w dłoni muszelki i coś z nich robiła,pewnie jakąś bransoletkę.
- słuchaj- zaczęła niepewnie i cicho, Argea zwróciła wzrok na nią oczekując dalszej części – jak myślisz ile oni słyszeli z tej rozmowy?
- tak jak już ci mówiłam chyba coś słyszeli, ale nie jestem pewna od której części
- jak na razie nic o tym nie wspominają, co jest dobre
- niby dlaczego? W końcu Harry, jeśli w ogóle to słyszał, dowiedział się co do niego czujesz
- mam nadzieję, że nie
-oj no dlaczego?
- sama nie wiem, nie wiem w ogóle co się ze mną dzieje jak on jest tylko przy mnie czuję się jakoś.... jakoś... no nie wiem
- magicznie? Bezpieczniej?
- tak właśnie
- to jest właśnie uczucie miłości
- ehh no dobra zmieńmy może temat
- no okej, w takim razie weź mi to trochę oszroń- powiedziała podając bransoletkę Natrii
- no nie wiem..
- proszę – Natria ustąpiła, wzięła od Argei bransoletkę. Prawą ręka zrobiła okrągły ruch w powietrzu nad ozdobą. Z jej dłoni wyleciały kilka małych, skrzących się błękitem strużki. Po chwili bransoletką miała lekko oblodzone muszelki, ale taką cienką powłoką, że muszelki nie zmieniły swoich najdrobniejszych szczegółów. Cała błyszczała w promieniach słońca, nawet między muszelkami były drobne perełki z lodu, wyglądała ślicznie. Argea z Natrią szeroko się uśmiechnęły na ten widok.
- jest przepiękna! Dzięki! - wykrzyczała Argea zakładając ją sobie na rękę – widzisz sama, teraz wiesz już jak opanować tę moc
- co??
- no musisz panować nad strachem, wtedy pod tą jaskinią byłaś tak przerażona że nie kontrolowałaś tego dlatego zamrażałaś wszystko co popadnie
- rzeczywiście – rzekła spojrzała na swoje dłonie i uśmiechnęła się pod nosem
- ej a tak w ogóle co robią chłopaki? Coś mi tam za cicho
- mi tak samo. Lepiej sprawdźmy- odparła Natria podnosząc się z piasku, strzepała piasek ze spódnicy. Poszukiwała wzrokiem chłopaków, Argea również się rozglądała, ale ich nie dostrzegła.
- eeee gdzie oni są?
- nie mam pojęcia, przecież byli tam! – Natria wskazała miejsce gdzie niedawno stali Harry i Ian.
- ej! A to co? - Argea podbiegła gdzie była narysowana ogromną strzałka, zauważyła również nieopodal taką samą wskazywały one na las
- oni bawią się z nami w podchody!- wykrzyczała Argea
- jak dzieci..- westchnęła Natria
- o no chodź już! - Argea chwyciła rękę Natrii i pociągnęła ją za sobą. Doszły,a raczej dobiegły do drugiej wskazówki.
- to chyba tam- Natria pokiwała głową i obie poszły w kierunki drzew. Dotarły do granicy lasu, na jednym z drzew były wyryte dwie strzałki, trzeba było wybrać drogę.
- jak myślisz, którędy poszli? -zapytała Argea pocierając teatralnie brodę
- jedna strzałka wskazuje drogę prosto blisko granicy, a druga w głąb lasu. Sądzę, że nie poszli by do lasu ze względu na nas
- masz rację, czyli idziemy prosto – Argea zaczęła iść przodem, Natria spojrzała za siebie zdawało jej się, że coś usłyszała nerwowo sięgnęła do torebki
- hej! Idziesz?!
- tak! Już idę! - podbiegła do Argei, która się rozglądała za jakimikolwiek strzałkami. Niestety nic nie dostrzegała. Poszła dalej według wcześniejszej wskazówki, właśnie miała ruszać ku krzaku, ale przeszkodził jej w tym głos Natrii
- Argea! Chodź jest kolejna wskazówka!
- idę, idę!- znalazła Natrię przy jednych spróchniałym, pniu. Na nim był narysowany lew, czyli znak ich dormitorium w Gorgioz. Obok głowy lwa była narysowana mała strzałka którą prowadziła z powrotem na plaże. Poszły w tym kierunku, zobaczyły w oddali rzucającą się w oczy strzałę ułożoną z kamieni. Czym prędzej podbiegły do niej i ruszyły za jej kierunkiem, tym razem wskazywała płaskie skały, ułożone w taki sposób, że wyglądał jak pomost. Obejrzały się wkoło nigdzie ani śladu chłopaków.
- myślisz, że mamy wleźć na te skały? - zapytała Natria
- wiesz, że nawet nie wiem- odpowiedziała wzruszając ramionami- ale nie zaszkodzi wejść i zobaczyć – chwyciła Natrię z rękę i podeszła do skał. Powoli się wspinała na górę, a Natria w tym czasie dostrzegła inną metod wejścia.
- eee Argea?
- tak?
- tak są schodki – powiedziała ze śmiechem, Argea poparzyła na miejsce gdzie wskazywała przyjaciółka. Ciężko westchnęła i zeszła z dużego kamienia. Razem z nią weszła po schodkach, widok był bardzo ładny, rozległe, spokojne morze, niebo bezchmurne. Zachwyciły się tym widokiem, zupełnie nie zwróciły uwagi na czających się z tyłu chłopaków.
- czekaj, a one umieją pływać? - zapytała prawie bezgłośnie Harry Iana
- na pewno, przecież w lecie wybierają się razem nad jezioro- nadal szli cicho byli już tak blisko dziewczyn. Ich plan polegał na tym aby je trochę rozerwać i rozweselić, ciągle były nieco przygaszone tym, że opuścili Gorgioz. No ale przecież nie na zawsze, była to ich wspólna decyzja jeśli chodzi tą misję.
- ciekawe po co chłopaki nas tu przyprowadzili skoro ich tu nie mam- zagadała Argea
- nie wiem, ostatnio są jacyś dziwni i w ogóle – dodała Natria, chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo, Ian szybko chwycił Argeę, a Harry oczywiście Natrię. Obie się przestraszyły i nim się obejrzały wylądowały w wodzie, szybko wypłynęły na powierzchnię. Wypluły wodę, którą się o mało nie zakrzsztusiły. Fryzury dziewczyn były całkiem pozmieniane, ociekały wodą i były nawet na nich wodorosty, jedyne co zostało nie naruszone to makijaż, który jakoś wcale nie spłynął za sprawą wody. Zdezorientowane popatrzyły na śmiejących się chłopaków, ledwo co łapali oddech. Jak najprędzej wyszły z wody, Harry i Ian również podeszli do nich, lecz z dystansem. Miały szczęście, że użyły magicznych cieni i tuszu przez co nie łatwo było się pozbyć makijażu. Teraz były oburzone i wściekłe na przyjaciół.
- co wam strzeliło do tego durnowatego łba?! - wykrzyczała Natria, wyjmują nerwowo wodorosty z włosów
- przez was jesteśmy całe mokre, a nie mamy żadnych suchych ciuchów! Zaraz to ja was tak urządzę!! - tym razem to pogroziła im Argea
- ej no spokojnie – powiedział Ian wyciągając przed siebie ręce
- spokojnie? Spokojnie?! Ja ci zaraz dam spokojnie!- Argea tym razem szybkim krokiem znalazła się przy Ianie i waliła go ręką w głowę. Harry się przysunął do Natrii, aby baczniej obserwować tą zabawną sytuację. Wyglądało to komicznie, on próbował się bronić, ale nie mógł jej przecież uderzyć. A ona uderzała i uderzała w końcu Ian złapał ją za dłonie przez co nie mogła go powtórnie uderzyć. Spojrzała na niego groźnie
- puść mnie!
- a nie będziesz mnie biła?
- a nie będziesz mnie więcej wrzucał do wody?-odpowiedziała pytaniem ten się uśmiechną i ją puścił, szybko wróciła do Natrii, która już wyciągnęła wodorosty i rozplątała resztki swojego koka.
- i jak lepiej? - zapytał Harry
- ale o co ci chodzi? Wrzuciliście nas do wody!- krzyknęła Natria rozczesując palcami włosy- zresztą dlaczego to zrobiliście?!
- chcieliśmy was trochę rozbawić-wyjaśnił Ian stojąc daleko od Argei
- rozbawić? To coś się wam nie udało bo jak na razie to ja jestem wściekła- rzekła Natria-ubranie całe przemoczone, buty tak samo, włosy są nie do ogarnięcia, macie szczęście, że makijaż jest cały bo inaczej byłoby po was- rzuciła im srogie spojrzenie i odeszła nieco dalej razem w Argeą
- ej no co wy? Chyba się nie gniewacie? - zapytał Ian robiąc przy tym oczy szczeniaczka, one się nawet nie odwróciły, ignorowały ich
- ej no! My chcemy was pocieszy i w ogóle, a wy się obrażacie? - zapytał Harry, wyprzedził dziewczyny i szedł teraz przodem do nich. Następnie dołączył do niego Ian. Spojrzały na nich spod tych mokrych grzywek, które niesfornie opadały im na oczy.
- no więc? Macie nam to za złe? - powtórzył Ian swoje pytanie, a Harry się błagalnie uśmiechną do Natrii, która od rozmiękła
- no okej - westchnęła-ale proszę nie róbcie tak więcej. Dobra? - dodała już spokojniejszym tonem. Chłopcy kiwnęli głowami, oni to jednak wiedzieli jak je udobruchać. Znaleźli sobie miejsce gdzie mogli odpocząć. Dziewczyny usiadły w słońcu, aby się trochę wysuszyć, a chłopaki w cieniu pod drzewem które sobie rosło samotnie na plaży. Minęło pół godziny, dziewczyny żywo o czymś rozmawiały, co jakiś czas Natria tam coś oszraniała na prośbę Argei. Chłopakom ewidentnie się już znudziło siedzenie pod drzewem, więc się dołączyli do dziewczyn.

Zmiana

Cześć Wam właśnie zmieniłam adres swojego bloga ;) Teraz będę pisać tutaj. W takim razie do zobaczenia i do kolejnego rozdziału ;) Mój wcześniejszy adres to: http://natria-harry-i-inny-hogwart.bloog.pl/  Są tam wcześniejsze rozdziały więc zapraszam