środa, 25 marca 2015
Cześć
Cześć jestem nieco wkurzona. miałam już gotowy nowy rozdział i miałam go teraz właśnie wstawić zamiast tej wiadomości. Zaciął mi laptop i wszystko się zresetowało i niestety nie wiem jakim cudem rozdział się usunął :( Muszę teraz wszystko pisać od nowa a nie miałam żadnej kopii :'( Więc nie wiem kiedy się pojawi nowy rozdział może się wyrobię i wstawię go jutro lub pojutrze? Nie wiem, w takim razie do zobaczenia i przepraszam :(
poniedziałek, 23 marca 2015
rozdział 18 " Mroczny Pan nadchodzi cz.1"
Hej! Oto rozdział 18, udało mi się coś wymyślić ;) Mam nadzieję, że się spodoba zapraszam do czytania i komentowania ;)
*************************************************************************************
*************************************************************************************
Zeszliśmy na dół jako para. Dopiero teraz zauważyłam,
że nie ma z nami Argei i Iana. Rozsiadłam się na sofie, na fotelu
siedział Harry. Wyjęłam księgę zaklęć i zaczęłam czytać.
Czułam wzrok mojego chłopaka, ah ja to cudownie brzmi.
-
Harry gdzie jest Argea i Ian?- nie zdążył odpowiedzieć bo domu
wpadła zdyszana Argea, a za nią Ian. Niósł torbę owoców,a
raczej samych pomarańczy i jabłek.
-
o wilku moja-odezwał się Harry, zaśmiałam się pod nosem
-
co? Rozmawialiście o nas? - zapytał Ian kładąc owoce na stoliku
-
właśnie się zastanawiałam gdzie was wywiało?
-
aaa jak widzisz byliśmy po coś do jedzenia – wyjaśniła Argea
poprawiając swoje rozczochrane włosy.
-
tylko dlaczego jesteś taka zdyszana?
-
dlaczego? Bo gonił mnie mały smok!
-
który uznał, że Argea jest jego mamą – zaśmiał się Ian,
uśmiechnęłam się. Argea usiadła obok mnie. Już wiedziałam o co
będzie pytać.
-
przykro mi, że straciłaś swoją ciocię – westchnęłam – nie
martw się jakoś się wszystko ułoży – uśmiechnęłam się nie
pewnie. Argea mnie przytuliła na pocieszenie, kiedy mnie już
puściła Nareszcie mogłam złapać oddech, jak na taką dziewczynę
ma niezwykle mocny uścisk. Nawet nie zauważyłam kiedy za oknem
zrobiło się ciemno. No cóż tak właśnie szybko mija czas w takim
wspaniałym towarzystwie. Moje zmęczenie dawało już swoje znaki,
oczy same mi się zamykały. Wtedy mnie olśniło.
-
o matko! - krzyknęłam zrywając się z sofy
-
co? - zapytał Ian
-
zwiady! - krzyknęłam podbiegając do drzwi, w tym samym ktoś
zapukał otworzyłam drzwi. Stał w nich Sączysmark i bliźniaki.
Nie zdążyłam nic powiedzieć bo bliźniaki już wparowali do
środka tak samo jak Smark. Zamknęłam drzwi i oczekiwałam
wyjaśnień.
-
dziś na zwiady na lecimy bo przylatuje Marazmor i każdy ucieka do
domów, a my nie możemy nigdzie latać – rzekł Smark – nieźle
się tu urządziliście – całkiem byłam zdezorientowana.
-
eee dzięki? Słuchaj co to jest ten Marazmor? - zapytałam
zabierając Mieczykowi veritaserum
-
idźcie do Czkawki lub do Śledzika oni wam wyjaśnią.. o! Co
to? Czyżby macie tu jakieś śmiercionośne narzędzia? - zapytał z
uśmiechem wskazując na gitarę
-
o to ci chodzi? - zapytała Argea biorąc instrument do rąk
-
no tak!
-
to nie to nie jest żadna broń to jest instrument, na nim się gra
-
aaa to tak jak Pyskacz gra na fletni? - dodał zaciekawiony Mieczyk,
który dorwał się do innych eliksirów
-
no może bo nie znam tego Pyskacza – odpowiedziała Argea
-
to jest... - zaczął mówić Smark, lecz mu przerwałam
-
dobra, dobra wracając do rzeczy ten Marazmor jest aż taki
niebezpieczny, że nie możemy nigdzie polecieć? Nie możecie go..
no ten oswoić? - zapytałam Smark się tylko zaśmiał
-
nie możemy bo podobno jest tak przerażający, że na sam jego widać
jesteś sparaliżowany ze strachu
-
aha?
-
aaaaaaaaaaa! - odwróciłam się do bliźniaków – to coś się
przyssało! - krzyczał Mieczyk, a jego siostra trzymała rozgwiazdę
na jego twarzy. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Biegali po całym
salonie robiąc niezły bałagan. W końcu Mieczyk oderwał
rozgwiazdę i tym razem to on zaczął gonić Szpadkę. Tyle, że
wybiegli za dwór. Rozglądnęłam się po pokoju niezły bałagan to
oni zdecydowanie potrafią zrobić.
-
to cześć tyle chciałem wam powiedzieć no chyba, że mogę tu z
wami posiedzieć ….
-
nie! Do widzenia zobaczymy się jutro na arenie – Argea zaczęła
pchać Sączysmarka za drzwi
-
no ale...
-
do widzenia!- powiedziała i zamknęła drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy
na nią zdziwieni, nigdy tak się nie zachowuje.
-
no co?
-
nie nic – powiedział ze śmiechem Harry, Argea ciężko odetchnęła
i usiadła na swoim miejscu. Przy użyciu zaklęcia szybko pozbyłam
się bałaganu.
-
nie wiem jak wy ale ja już idę spać – powiedziałam idąc
schodami
-
odprowadzić cię? - zapytał Harry, zaśmiałam się i szybko
odpowiedziałam
-
nie trzeba jeszcze trafię do pokoju - poszłam na górę, od razu
się położyłam. Wtedy poczułam się strasznie słabo, zrobiło
mi się ciemno przed oczami. Nagle pojawił się
obraz śmierci mojej cioci. Była związana Mroczny Pan i jeden ze
śmierciożerców coś do niej mówili, niestety nie mogłam się
przyjrzeć twarzy śmierciożercy bo miał maskę. Widziałam jak
rzuca na nią klątwę cruciatus.
Lecz Jennifer dalej nic nie
mówiła, łzy mi napłynęły do oczu. W końcu widziałam jak
Mroczny Pan się wkurzył i odszedł wcześniej mówiąc coś do
swojego sługi. Śmierciożerca zrobił to co myślałam rzucił
pierwsze zaklęcie niewybaczalne – uśmiercające. Ujrzałam tylko
błysk zielonego światła, którego w życiu już i tak widziałam
za wiele. Powróciłam do rzeczywistości to była wizja Mroczny Pan
może wniknąć do mojego umysłu, a ja nie potrafię się przed tym
bronić. Leżałam i płakałam w końcu usnęłam ze zmęczenia ale
sny również mi dziś nie służyły. Znowu ten sam obraz i zielony
błysk. Obudziłam się cała zalana potem, Argea już była
w pokoju i spała. Zarzuciłam
swój cienki sweterek i cichutko poszłam na dół. Chłopaki znowu
spali w salonie, skoro śpią na kanapie to po co im pokój? Poszłam
do kuchni wzięłam szklankę wody i napiłam się. Usłyszałam
jakieś szmery.
- Natriiiiiiaaaaa czy
to ty? - zapytał zaspany Harry
- tak to ja
– czemu nie śpisz?–
zapytał podchodząc do mnie, odstawiłam szklankę i się już nie
odwróciłam w jego stronę.
-
nie mogę spać - odpowiedziałam cicho ręce oparłam o blat i się
wpatrywałam w wodę.
-
czy coś się stało? - zapytał czule, tylko westchnęłam. Harry
mnie odwrócił w swoją stronę byliśmy bardzo blisko siebie.
Spuściłam wzrok nie chciałam mu nic mówić, więc skłamałam.
-
nie wszystko ok
-
nie sądzę. Powiedz mi co się stało?- delikatnie uniósł mój
podbródek teraz mogłam mu spojrzeć w oczy.
- przede mną nic nie ukryjesz – uniosłam lekko kąciku ust
-
wiem
-
to mi powiedz co się stało
-
Mroczny Pan nadchodzi – powiedziałam niemal, że szeptem.
-
to wiemy i tym się aż tak przejmujesz, że nie śpisz w nocy?
-
jak on mi nie daje spać.- Harry był zaskoczony, lecz nie odsunął
się nawet o milimetr. Cały czas trzymał swoją ręce na moich
biodrach. - nic nie rozumiesz prawda?
-
no n-nie bardzo
-
miałam wizję jak zabija... m-moją ciocię. Specjalnie mi to
pokazał abym się załamała i.... - już nie mogłam nic
wykrztusić.
-
będzie dobrze - powiedział cicho, kiwnęłam głową. Już
mieliśmy się pocałować kiedy usłyszeliśmy huk i jęki z salonu.
Rzuciliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenie i tam poszliśmy. Był
tam spory bałagan, jedna z szafek się przewróciła. Hmm ciekawe
dlaczego? Obok szafki leżał Ian przywalony miotłami i książkami.
Próbował stamtąd wyleźć Harry szybko mu pomógł. Porozglądałam
się po pokoju reszta jest w całości to co on w takim razie robił?
-
co ty stary robiłeś? -zapytał Harry, pomagając mu wstać
-
eee wiesz że nawet nie wiem – odparł
-
może lunatykowałeś? - zapytałam
-
ty! Może rzeczywiście lunatykowałem następnym razem chce wyjść
na dach i z niego skoczyć i przeżyć!
- odparł z radością. Spojrzałam zdziwiona na Harrego ten tylko
wzruszył ramionami. Ian
narobił niezłego bałaganu, tym razem „posprzątał” Harry.
Było już grubo po północy siedzieliśmy w salonie i
rozmawialiśmy. Harry i Ian siedzieli na kanapie a ja siedziałam na
fotelu. Nogi wyłożyłam na oparcie na ręce [dp od aut.: nie wiem,
jak się to nazywa więc będzie oparcie;)]. Niedługo później
zaczęło ogarniać mnie zmęczenie, oparłam głowę o rękę i
przymknęłam oczy tylko na chwilę.
-
Natria! - krzyknął Ian, aż podskoczyłam i spadłam na ziemie.
-
co?! Co?! - wykrzyczałam
-chyba
już śpisz – zaśmiał się
-
ha ha ha bardzo śmieszne – wstałam, otrzepałam spódnice i
usiadłam z powrotem na fotelu.
-
jesteś śpiąca? -zapytał Harry
-
nie tylko na chwilę przymknęłam oczy, a wy od razu musicie mnie
straszyć. - uśmiechnęłam się oni odwzajemnili ten gest.
Zaczęliśmy rozmawiać o Berserkach i o tym Dagurze. I znowu te pół
godziny gdzieś uciekło tylko, że tym razem zmęczenie i senność
wygrały, zasnęłam.
Perspektywa:
Harry
Rozmawialiśmy
i rozmawialiśmy,
aż Natria znowu usnęła. Ian próbował ją znowu wystraszyć ale
nic z tego tym razem na pewno śpi.
-
jakbyś nie zauważył Natria usnęła – powiedział po chwili
wracając na swoje miejsce.
-
no co ty nie powiesz – odpowiedziałem
-
słuchaj to weź ją może na górę do jej pokoju przecież to
będzie
twoja dziewczyna – powiedział Ian z szerokim uśmiechem
-
szczerze to jest już moja dziewczyna – odparłem
-
co?! Jak?! Kiedy?! - uciszyłem go
-
cicho! Bo ją obudzisz
-
ile ja w takim razie spałem, że nawet nie wiem że Natria to twoja
dziewczyna? - zaśmiałem się
-
jesteśmy razem dopiero od wczorajszego wieczoru
-
to tym bardziej czemu mi nie powiedziałeś jak tu gadaliśmy?
-
nie wiem wypadło mi z głowy
-
jasne... - przekręciłem oczami
-
okej,okej lepie idź ją zanieś na górę ja już chyba też pójdę
spać nie chce znowu zasnąć
w salonie i żeby dziewczyny znowu zrobiły nam jakieś zdjęcia –
rzekł Ian rozciągając się, poszedł na górę zostałem sam z
śpiącą Natrią. Podniosłem ją z fotela i powoli szedłem po
schodach aby jej nie obudzić.
Wyglądała pięknie jak spała, była taka
leciutka, że
prawie
jej nie czułem. Otworzyłem nogą drzwi do
jej sypialni, Argea spała rozwalona na całe łóżko, mamrocząc
coś pod nosem. Ułożyłem delikatnie Natrię na jej łóżku,
przykryłem kocem i jeszcze raz spojrzałem na nią, chyba tym razem
miała spokojny sen. czule ją pocałowałem w policzek i wyszedłem
z pokoju. Idąc do własnego, na łóżku siedział Ian. Już
wiedziałem, że prędko tej nocy nie usnę. Zaczął wypytywać o
mnie i o Natrię, kto o
tym
wie itp.
-
na razie nie wie
o tym
nikt prócz ciebie nie wiem jak Argea
-
aha. Czyli jednak ty ją kochasz a ona ciebie
-
tak na to wygląda. Teraz musimy tobie znaleźć dziewczynę –
zaśmiałem się
-
co?!
-
no co? Ty mi nie dawałeś żyć abym się umówił z Natrią, teraz
ja się tobie odwdzięczę
-
jasne jasne to ja w
takim razie idę
spać - zaśmialiśmy się i poszliśmy spać. Ian strasznie chrapał,
nie wiem jakim cudem ale wszystkie jego poduszki znalazły się na
ziemi, a koc tylko w połowie. Cóż on to będzie sprzątał w
końcu to jego
łóżko. Zamknąłem oczy i przeniosłem się do krainy snów.
wtorek, 17 marca 2015
rozdział 17 "Zrobić ten pierwszy krok, jest najtrudniej"
Wena powraca! Ale na jak długo? Tego nie wiem, ale oto 17 rozdział ;)
*************************************************************************************
*************************************************************************************
Ja, Ian i Argea szliśmy przez wioskę, nie
odzywaliśmy się do siebie. Każdy z nas wszystko musiał
przemyśleć. Jednakże my jakoś przeżyjemy w związku śmiercią
Jennifer, gorzej z Natrią na dodatek nie umie opanować tej mocy
kiedy jest zła. Już to zauważyłem ostatnio jak Ian coś tam
rozwalił trochę się na niego wkurzyła i zamroziła mu uszy.
Wyglądał jak jakiś zabłąkany bałwan, któremu nagle się
oberwało w nos. Chociaż bałwany nie mogą ożyć. Wracając do
rzeczy, trzeba znaleźć Natrię i to jak najszybciej. W tej samej
chwili Argea, powiedziała to o czym właśnie myślałem.
-
pasowałoby znaleźć Natrię. No nie?
-
tak, Harry pójdzie po nią – Ian posłał mi chytry uśmieszek
-
niby czemu ja?
-
Harry... jej na tobie zależy chyba o tym wiesz. Potrzebuje twojego
wsparcia. A tak w ogóle muszę iść po jakieś owoce, a Ian idzie
ze mną
-co?!
– odparł Ian
-
ktoś mi musi nieść te owoce -rzekła śmiejąc się – to co
Harry pójdziesz po nią?
-
no dobra. Tylko gdzie ona może być?
-
może nad urwiskiem? Nie wiem poszukaj trochę – rzekła i
pociągnęła Iana za rękę w stronę małego sadu. No pięknie
gdzie ona mogła pójść? Oczywiście, że myślałem aby jej
poszukać ale razem z resztą. Tyle się dziś wydarzyło na dodatek
usłyszałem jak rozmawia z Argeą na mój temat. Muszę jej w końcu
powiedzieć co do niej czuje i że się w niej chyba zakochałem? Ja
zakochałem? Serio?! Cóż to jest właśnie życie.
Kierowałem się na urwisko i rzeczywiście była
tam Natria. W okół było mnóstwo wysokich krzaków więc trudno
było ją zauważyć. Siedziała pod drzewem patrząc na morze. Nogi
podkuliła do siebie, wiatr rozwiewał jej platynowe włosy. Oczy
niebieskie w promieniach zachodzącego słońca wyglądały tak
magicznie, tak niesamowicie. Jednym słowem wyglądała pięknie.
Było mi jej szkoda, wiem że jest to dla cios prosto w serce stracić
osobę na której nam najbardziej na świecie zależało. Podszedłem
do niej i spokojnie zapytałem.
-
jak się trzymasz? - wiem, wiem trochę dziwne pytanie. Przecież to
oczywiste, że jest w złym stanie!
-
jakoś się trzymam. Tylko ciągle nie może to do mnie dotrzeć, że
jej już nie ma – powiedziała przez łzy. Usiadłem obok niej
-
wszystko będzie dobrze – nasze spojrzenia się spotkały. Dopiero
teraz zauważyłem, że jej makijaż nadal się trzymał. Spojrzała
z powrotem na morze
-
nie wiem Harry już nic raczej nie będzie tak samo – mówiła z
coraz większym płaczem. Co ja mam robić? Jak ją pocieszyć? -
odnalazłam ją dopiero dwa lata temu, a już mi ją odbierają –
wybuchła płaczem. Delikatnie ją objąłem talii i przytuliłem do
siebie. Sam się zdziwiłem skąd taki pomysł, a co
najważniejsze,skąd odwaga, aby to zrobić. Poczułem jak cała się
trzęsie,czułem od niej lekkie chłodne powietrze co mi wcale nie
przeszkadzało. Przytuliłem ją mocniej, niech wie,że jest
bezpieczna, trzymałem ją w swoich objęciach póki się nie
uspokoiła.
Perspektywa:
Natria
Po tym jak Harry mnie objął i przytulił. Wtuliłam
się w jego ubranie, za nic nie chciałam aby mnie puścił. W jego
ramionach czułam się bezpiecznej, nawet nie wiedziałam czemu. Łzy
spływały mi po policzkach na pewno część jego bluzki jest mokra.
Poczułam jak mocniej mnie przytula, nie wiedziałam co mam robić.
Cały tam tak siedziałam wtulona w Harrego ze słonymi łzami. W
końcu łzy ustały, nadal byłam w rozpaczy, ale chyba już
wykorzystałam wszystkie łzy. Pomimo, że się uspokoiłam nadal
byłam w ramionach Harrego. W jego silnych, dobrze umięśnionych
ramionach gdzie byłam tylko słabą, kruchą osóbką. Zamknęłam
oczy, szum morza, powiewy chłodnego, rześkiego wiatru. Wszystko to
co lubię, ale najważniejsze jest to, że jest tu Harry. Dłużej
już nie mogę tego ciągnąć. Ukrywać swoje uczucia do niego, a co
jeśli on mnie nie darzy tym samym uczuciem? Co jeśli mnie odtrąci?
Rozum mówi jedno, a serce podpowiada coś innego. Najwyraźniej
Harry zauważył moje zmęczenie, mało brakowało, abym zasnęła
wtulona do niego.
-
może wracajmy do domu? - podniosłam wzrok i kiwnęłam głową.
Wstał i podał mi rękę, chwyciłam ją i również wstałam z
ziemi. Poszliśmy do domu, przypomniałam sobie że mamy dziś w nocy
wylecieć na zwiady z jeźdźcami.
-
kiedy lecimy na zwiady?- zapytałam Harrego, dochodząc do domu
-
nie jestem przekonany abyś ty leciała – odpowiedział, weszliśmy
do środka. Od razu poczułam miłe ciepło, usiadłam na kanapie, a
on obok mnie.
-
niby dlaczego? No dobra może jestem trochę przybita z powodu
śmierci Jennifer. Ale chcę lecieć z wami – nieco się
przybliżyłam do niego. Nagle mnie olśniło „ Kamień podsłuchu”
jest to kamień, który zmienia się kraba i może podsłuchać
rozmowy. Nawet chyba go wzięłam [dp. od aut. To te kraby z „Piraci
z Karaibów: Na krańcu świata”, wtedy co Jack Sparrow był na
pustyni i te krabo-kamienie przesunęły Czarną Perłę]
-
no tak! - wykrzyknęłam wstając z sofy.
-
co?- zapytał zdumiony Harry, również wstał z sofy i oczekiwał
odpowiedział
-
pewnie się boisz, że jak będziemy np. podsłuchiwać rozmowę
Dagura to nas złapią? Prawda?
-
no... t-tak
-
mam na to sposób – pobiegłam na schody, rzucając do Harrego –
no chodź – pobiegł za mną. Wbiegłam do pokoju, wszystko było
ładnie poukładane i na swoich miejscach. Podeszłam do średniej
skrzyni przy ścianie. Harry stał i patrzył zdziwiony na to co
robię.
-
pamiętasz może te kraby co wyglądały jak kamienie i potrafiły
się w nie zmieniać
-
no tak
-
to dobrze, można je wykorzystać również do podsłuchiwania.
Wydaje mi się, że nawet wzięłam kilka – zaczęłam przeszukiwać
skrzynię – no gdzie one są?!
-
może ich nie wzięłaś. Z resztą my tylko idziemy zobaczyć czy
sama Wiesz Kto wysłał tu Śmierciożerców. Resztą zajmą się
jeźdźcy – rzekł Harry, wstałam zrezygnowana i oparłam się o
ścianę.
-
ale mogły by się przydać - powiedziałam cicho pod nosem,
krzyżując ręce na piersi, ale jednak nie za cicho, aby Harry mnie
nie usłyszał. Zaśmiał się tylko pod nosem. Powoli zaczął się
do mnie zbliżać. Moje serce zaczęło walić jakby zaraz miało
wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Zaczęłam myśleć co się zaraz
może stać, ale szybko postawiłam, że niech się dzieje co chce.
Stałam pod ścianą wpatrując się w jego zbliżające się, piękne
oczy.
Perspektywa:
Harry
Byłem
coraz bliżej Natrii, nie wiedziałem co robię, nie myślałem. Tym
razem słuchałem się głosu serca. Czułem jak nogi się pod de mną
uginają, lecz dalej szedłem do Natrii. Stała pod tą ścianą,
patrzyłem jej prosto w oczy, a ona mi. Kiedy dzieliły nas zaledwie
kilka centymetrów, objąłem ją w talii i przyciągnąłem do
siebie. Stykaliśmy się ciałami, czułem na twarzy jej
przyśpieszony oddech. Wtedy to się stało nasze wargi złączyły
się! Od tak dawna o tym marzyłem, odwzajemniła pocałunek więc mi
ulżyło. Poczułem jak kładzie mi swoje dłonie na torsie. Objąłem
ją mocniej, teraz nie było żadnej przestrzeni między nami.
Przestało mnie interesować to co się dzieje wokół, liczyło się
tylko to, że jesteśmy tu we dwoje.
Perspektywa:
Natria
Po
tym jak Harry mnie pocałował, serce o mało mi nie wyskoczyło.
Odwzajemniłam pocałunek położyłam ręce na jego torsie, a on
przyciągną mnie jeszcze bliżej do siebie. Czułam się jak w
niebie, jego usta były... no... aż mi trudno opisać. Czyli jednak
on mnie kocha jak dobrze, że to on zrobił ten pierwszy krok, ja bym
się bała, że mnie odtrąci. Wyłączyłam myślenie i cieszyłam
się tą chwilą. Nasze pocałunki były namiętne, ale na tym
poprzestaliśmy. W końcu zabrakło nam tchu i się od siebie
oderwaliśmy. Patrzyliśmy sobie w oczy, czułam że moje policzki są
całe czerwone. Uśmiechnął się do mnie, również się
uśmiechnęłam. Nie wiedziałam co powiedzieć całkiem jakby mi
odebrało mowę. Na szczęście Harry mi to ułatwił i to on zaczął
mówić.
-
Natria słuchaj ja się w tobie.. zakochałem. Chciałem ci to już
dawno powiedzieć, ale brakło mi odwagi. Kocham cię – jak to
wypowiedział serce znowu zaczęło mi szaleć.
-
ja ciebie też – odpowiedziałam. A nasze usta ponownie się
złączyły, ten pocałunek również trwał przez dłuższą chwilę.
Nie wierzę!!! Harry jednak mnie kocha! Kiedy nasz pocałunek się
zakończył oparłam głowę o jego tors. Chwilę tak staliśmy
przytuleni, w końcu nie musiałam się obawiać, że nie odwzajemnia
moich uczuć.
-
yyy Natria?
-
hm?
-
słuchaj ja się tylko zastanawiam czy... czy nie byłabyś no.. ehem
moją dziewczyną? - podniosłam wzrok widziałam, że jest
zakłopotany. W zamian za odpowiedź czule go pocałowałam.
-
czyli się zgadzasz?
-
oczywiście kocham cię Harry – uśmiechnęłam się niego, a on
również do mnie.
poniedziałek, 16 marca 2015
rozdział 16 " Jennifer Black"
HA! Napisałam kolejny rozdział, HURRA! Już myślałam, że wena mnie pozostawiła, uff dobra, dobra koniec ględzenia. Zapraszam do czytania rozdział trochę krótki, ale być może kolejny będzie dłuższy ;-) Oczywiście dalej możecie pisać swoje propozycje ;-)
************************************************************************************
************************************************************************************
-
co się stało? - zapytał Czkawka
-
Natria co ci napisał profesor? -zapytał przejęty Harry podszedł
do mnie. Spojrzałam w jego cudowne, lśniące oczy, nie mogłam nic
wykrztusić, łzy spływały mi po policzkach. Widziałam jak wszyscy
patrzą na mnie z przerażeniem nie wiedzieli co się dzieje.
-
Zbiję tego kto to zrobił!!! Nie daruję im tego!!! - wykrzyknęłam
wściekła, rzuciłam list na ziemie i pobiegłam z płaczem jak
najdalej od rzeczywistości. Wiem, że to nie możliwe ale chcę być
teraz sama, to już się zaczęło. Mroczny Pan nadchodzi...
Perspektywa:
Harry
-
Zbiję tego kto to zrobił!!! Nie daruję im tego!!! - Natria
wykrzyczała głosem pełnym złości. Już wiedziałem, że stało
się coś strasznego. Wybiegła z areny z płaczem. Spojrzałem na
Argęę i Iana ich spojrzenie mówiło” co się stało?”
-
czemu Natria płacze i czemu wybiegła? - spytała zaniepokojona
Astrid, podniosłem z ziemi list.
-
za chwilę się dowiemy – powiedziałem i zacząłem czytać list
na głos.- Droga Natrio, muszę ci coś ważnego przekazać Tego
Którego Imienia Nie Wolno Wymieniać nadchodzi. Zbiera swoją armię,
zaczynają znikać mugole tak samo jak i młodzi czarodzieje.
Niestety stało się coś gorszego, gdyż sama Wiesz Kto, pozbawił
życia Jennifer Black – twojej ciotki. Jest mi z tego powodu bardzo
przykro, niestety nie mogłem nic zrobić. Któryś ze Śmierciożerców
się do tego posunął, jednakże nie wiem kto. Lepiej uważajcie i
zwracajcie uwagę na wszystko co jest podejrzanie, myślę, że sama
Wiesz Kto wysłał już swoich ludzi do was, proszę uważajcie na
siebie. I jeszcze raz bardzo mi przykro z powodu twojej straty, wiem
jak była dla ciebie ważna.- skończyłem czytać byłem w szoku.
Jej ciotkę zabito? Popatrzyłem na resztę, pomimo że jeźdźcy nie
wiedzieli o kogo chodzi. Również byli zasmuceni. Wiedziałem, że
Natrię trzeba będzie teraz wspierać, kiedy jest tak bardzo
wściekła nie wiadomo do czego może się posunąć.
-
kto to ta Jennifer? - zapytała Astrid, spojrzałem na Iana i Argeę
kiwnęli głową, a bym mówił dalej. Astrid w dalszym ciągu
oczekiwała odpowiedzi tak jak inni.
-
Jennifer to była jedyna rodzina Natrii, ma jeszcze wujostwo mugoli,
ale oni jej nie nienawidzą, a ona ich. Tak naprawdę nawet nie uważa
ich za rodzinę. Jennifer była jej ciocią, odnalazła ją dopiero 2
lata temu i się do niej mocno przywiązała. - wyjaśniłem – mam
tylko nadzieję że jakoś to przeżyje, żeby tylko nie zrobiła
niczego głupiego.
-
a co może zrobić?
-
poszukać na własną rękę zabójcy jej cioci, a im właśnie o to
chodzi chcą ją zwabić prosto do ich pułapki. Wtedy ją zabiją -
Astrid westchnęła zdziwiona
-
co? Zabiją ją? Dlaczego?
-
jest celem Mrocznego Pana, ale nikt nie wie dlaczego. Oprócz niej i
Mrocznego Pana
-
to co zrobimy? - zapytał Czkawka
-
nic- westchnąłem – wieczorem razem z wami polecimy, zobaczymy
czy Mroczny Pan już tu kogoś przysłał.
-
to dobra w takim razie do wieczora. Przyjdźcie pod arenę- rzekł
Czkawka, kiwnąłem głową i poszedłem razem z Ianem i Argeą.
niedziela, 15 marca 2015
rozdział 15 "List"
Hej! Ostatnio wpadłam na pomysł na nowe opowiadanie, jeśli chodzi o to opowiadanie na pewno z niego zrezygnuję! O nie! Tylko rozdziały mogą się pojawiać najwyżej co tydzień :-( Niestety nauka, szkoła i na dodatek trochę słaba wena. Dlatego może podpowiecie mi co byście chcieli w dalszym ciągu? Bardzo byście mi pomogli ;-)
CZEKAM NA PROPOZYCJE W KOMENTARZACH
A teraz zapraszam do czytania, ( troszkę rozdział nieudany )
**********************************************************************************
CZEKAM NA PROPOZYCJE W KOMENTARZACH
A teraz zapraszam do czytania, ( troszkę rozdział nieudany )
**********************************************************************************
Wylądowaliśmy na Berk, Czkawka z Astrid od razu poszli do wodza poinformować go zaszłej sytuacji. Z resztą poszliśmy na arenę. Jeźdźcy coś tam robili, a mnie zastanawiała sprawa Natrii i Harrego. A może Natria ma racje? Może jednak sama to załatwi? No dobra dam jej spokój, ale tylko na jakiś czas! Nieco się zamyśliłam bo nawet nie zauważyłam jak Natria coś do mnie mówi natomiast moją uwagę przykuli Bliźniaki, którzy układali z beczek coś na wzór piramidy, lecz ciągle im się to rozwalało. Obserwowałam ich, w końcu jak ich budowla ponownie się przewróciła. Machnęłam różdżką, a ich wieża wyprostowała się i poukładała. Uśmiechnęli się do mnie, wskoczyli na smoki, nagle cała „piramida” stanęła w płomieniach i się rozwaliła. Wytrzeszczyłam na nich oczy, a oni przybili sobie piątkę
-
czy wy tak zawsze musicie coś zniszczyć? - zapytałam- nie po to
wam to zbudowałam
-
ale nam właśnie o to chodziło!- wykrzyknęła Szpadka i już razem
z bratem gdzieś poleciała. Przewróciłam oczami i włączyłam się
do rozmowy Harrego, Iana i Natrii
W tym samym czasie....
Perspektywa:
Czkawka
Opowiedziałem
historię swojemu ojcu, słuchał dość uważnie (co się mu
nie
zdarza
często).
Krążył w te i we te, omijając palące się ognisko na środku,
tak jesteśmy w domu po prostu jest to takie...domowe ognisko. Ja i
Astrid czekaliśmy cierpliwie, aż coś powie.
-
ci nowi was uratowali tak?- zapytał po chwili, przystając
-
tak, Dagur trzymał miecz przy gardle Czkawki i wtedy Natria go
uratowała!- odpowiedziała Astrid, a ja kiwnąłem głową.
-
w takim razie muszę im koniecznie podziękować. Chodźcie idziemy
do Akademii zapewne tam są wszyscy. Prawda?
-
tak- wszyscy wyszliśmy z domu. Mój tata leciał na swoim smoku.
Szybko dotarliśmy do Akademii, Bliźniaki coś tam robili (nie
wnikam co, nikt tu nie może ich zrozumieć), Sączysmark próbował
zagadać, że tak powiem do naszych czarodziejek, Śledzik zapisywał
jakieś informacje w Smoczej Księdze. Gdy nas zobaczyli od razu
podeszli wszyscy. Mój tata zaczął swoją „przemowę”
-
Czkawka mi opowiedział co zrobił Dagur..
-
to my też ich zaatakujemy! - wykrzyknął Sączysmark zaciskając
pięści, obrzuciłem go wściekłym spojrzeniem.
-
nie będziecie nikogo atakować. Na razie muszę koniecznie
podziękować naszym czarodziejom, że was uratowali. - uśmiechnął
się promiennie, Natria się uśmiechnęła nieśmiało.
-
to nic takiego, nie ma za co dziękować– odpowiedziała –
zrobiliśmy to co słuszne nie znam tego Dagura więc nie wiedziałam
do czego jest zdolny, ale znam podobnych ludzi do niego. Dlatego
wolałam nie ryzykować
-
masz racje nie wiemy do czego będzie zdolny za drugim razem, trzeba
się dowiedzieć co on kombinuje -rzekł mój tata
-
możemy wylecieć na zwiady – zaproponowałem, ojciec się
zamyślił
-
dobrze,ale macie naprawdę uważać- przytaknąłem
-
wyruszymy w nocy.... - przerwali mi bliźniacy
-
hej! Patrzcie coś tu leci!- krzyknął Mieczyk, spojrzeliśmy
wszyscy w górę, był to ptak chyba sowa? Zobaczyłem jak Natria
podniosła kąciku ust, raczej się ucieszyła na widok sowy. Pytanie
brzmi dlaczego?
-
to tylko ptak – rzekł znudzony Sączysmark wzruszając ramionami.
Perspektywa:
Natria
W naszą leciała moja sowa ucieszyłam się na jej
widok tylko co ona tu robi? Nagle zauważyłam, że leci wprost na
nic świadomego Smarka.
-
o nie, nie, nie. Sączysmark odsuń się! - krzyknęłam ten nic
sobie z tego nie zrobił, spojrzałam na sowę zaczęłam machać
rękami
-
nie stój! Sączysmark odsuń..– bum! Sowa wpadła na Sączysmarka
przewracając go na ziemie. - ...się – dokończyłam – mówiłam
żebyś się odsunął
-
durny ptak! -wykrzyknął Smark, zaśmiałam się
-
Hedwiga! Do mnie! - wyciągnęłam rękę, a sowa na niej przysiadła.
Była cała biała, puszyste i ciepłe futerko było jej najlepszą
cechą, pazurki miała ciemne. W swoim błyszczącym dziobie
trzymała list, zaadresowany do mnie.
-
co? Ale jak? - zapytał Smark
-
to jest moja sowa pocztowa, przynosi mi różne listy – wyjaśniła
i wzięłam list. Hedwiga odleciała. Obejrzałam list, na jego
przodzie była pieczątka Gorgioz i napis:
odbiorca:
Niatra Weily
nadawca:
prof.Octoberee
Zdziwiłam
się nieco po co profesor do mnie napisał? Może coś się stało?
Może Mroczny Pan już dotarł do szkoły i ich zaatakował?
-
jak myślicie co chce ode mnie Octoberee?- inni tylko wzruszyli
ramionami. Powoli otworzyłam list, coś przeczuwałam, że nie
będzie to nic dobrego no i oczywiście wykrakałam! To co
przeczytałam całkiem mną wstrząsnęło do oczu napłynęły mi
łzy.
-
nie, nie t-to nie może być prawda- powiedziałam cicho przez łzy
środa, 4 marca 2015
rozdział 14 " Smoki śpią, czarodzieje ratują"
Przepraszam, że jest taki niedopracowany i w ogóle, ale nie mam dobrego pomysłu na rozdziały. Lecz pomimo tego będę się starała coś wymyślić i napisać. Kolejne wpisy mogą być dodawane nieregularnie przez szkołę i naukę. To tak tyle z mojej strony proszę o wyrozumiałość i zapraszam do czytania tego niestety trochę kiepskiego rozdziału.
*************************************************************************
Perspektywa:
Narrator
Natria oszraniała
muszlę, coraz lepiej jej to wychodziło, po mimo, że na początku
to ją przeraziło powoli uczy się z tym żyć. W końcu w życiu
również trzeba przezwyciężyć wiele rzeczy. Od wejścia jeźdźców
w las minęło ok. 3 godzin.
- ile im tam
jeszcze zejdzie rozbrajać te pułapki? - zapytał zniecierpliwiony
Ian rzucając się na piasek.
- nie wiem może
nawet kilka godzin- wzruszyła ramionami Argea bawiąc się swoją
różdżką, w ogóle ją to nie za bardzo obchodziło w końcu miała
spokój od Sączysmarka.
- to co robimy?
Może w coś zagramy?
- nie chce mi się
– rzekła Natria odkładając przyozdobioną muszlę do sterty
innych lodowych muszelek.
- o! Widzę, że
idzie ci to coraz lepiej – uśmiechnął się Ian, odwzajemniła
uśmiech.
- co powiecie na „
Dzień i noc”( Michał Szyc)? Zaśpiewamy sobie? - zapytała Argea
robiąc przy tym oczy maślane. Natria westchnęła i popatrzyła na
resztę. Chłopaki kiwali głowami nie miała wyjścia, zgodziła
się. Minęło im tym sposobem pół godziny, wtedy usłyszeli
krzyki dobiegające z lasu. Szybko pobiegli w tamtą stronę, mijali
drzewa, aż w końcu dotarli do skalnego urwiska gdzie toczyła się
walka między jeźdźcami, a jakimś dziwnymi ludźmi. Wyglądali
nieco przerażająco i powtarzam, że dziwnie. Skryli się za
drzewami, aby obserwować sytuację i w razie czego wkroczyć do
akcji. Wtedy łucznicy wystrzelili ze swoich łuków, dość
nienormalne strzały, gdyż w locie wyskakiwały z nich sznury przy
czym wiążąc innych. Smoki pomimo swoich rozmiarów zostały
obezwładnione, tak samo jak ich jeźdźcy. Zdziwiło ich to, że
Szczerbatek dał się pokonać, z tego co wiedzieli był to bardzo
potężny smok. Ale z drugiej strony mogli być już wszyscy zmęczeni
to, że męczyli się od kilku godzin z pułapkami. To teraz zostali
na dodatek zaatakowani. Tamci związali ich grubymi sznurami i
trzymali ich mocna za ręce, trzymając je z tyłu, a smoki zostały
uśpione strzałkami, czarodzieje wyciągnęli różdżki gotowi do
ataku.
Perspektywa: Natria
- ja wyjdę
pierwsza, a wy zaatakujecie ich od tyłu – powiedziałam szeptem
- a jak ci coś
zrobią – dodał Harry
- po pierwsze mam
różdżkę, a w razie czego jesteście jeszcze wy – odpowiedziałam
z uśmiechem, ale sądząc po jego minie szybko dodałam- proszę
zaufaj mi, nic mi nie będziecie
- no dobra –
zakończyli naradę, Ian i Argea szybko się deportowali, a Harry
został. Zdziwiło mnie to, ale od razu moje wszystkie
myśli wróciły, to, że usłyszał poranną rozmowę i to co
wczoraj mi wyznał.
- ale uważaj, oni
mają dość ostre bronie i.
- nic mi nie
będzie. Zaufaj mi – kiwnął głową, ale nadal nie był dosyć
przekonany, no ale tu chodzi o ich przyjaciół. Również się
deportował,
- nie ujdzie ci to
na sucho Dagur!!! - wykrzyczała Astrid próbując się wyrwać się
ze sznurów i „uścisku” poddanych Dagura. „ a więc tak się
nazywa”- pomyślałam, przygotowałam się do ataku.
- nie? -zaśmiał
się szalonym śmiechem, aż mi dreszcz przeszedł – Przecież już
mi uszło. Kto was tu teraz usłyszy? Kto was uratuje z tego co widzę
to wasze smoczki sobie smacznie śpią więc raczej nie są wami
zainteresowane – zakpił i wyciągnął swój miecz, skierował
jego ostrze do Czkawki, rzucił mu groźne spojrzenie. Nieco się
przestraszyłam nie wiedziałam do czego może być zdolny.
- Dagur czemu to
robisz? Co ci to da?
- co? W końcu będę
mieć Nocną Furię, Berserkowie w końcu zdobędą chwałę!!! -
wskazał na śpiącego Szczerbatka i powrócił do swojej poprzedniej
pozycji, tylko, że tym razem ostrze przyłożył do gardła Czkawki.
- ZOSTAW GO! -
wykrzyknęłam, stając sam na sam z przeciwnikiem
- że co?
- TO CO SŁYSZAŁEŚ
MASZ ICH WYPUŚCIĆ! - powiedziałam stanowczo i groźnie, aż
Sączysmark się wzdrygną, sama się zdziwiłam nigdy tak nie
podnosiłam głosu. Trzymałam mocno różdżkę, kierując ją na
Dagura. Nie chciałam jej przez przypadek upuścić musiałam go
nastraszyć i uwolnić przyjaciół.
- bo co mi zrobisz?
Rzucisz we mnie tym swoim patyczkiem? - zakpił, „ o nie!, teraz to
przesadził!” byłam już naprawdę wściekła – zajmijcie się
nią – rozkazał swoim ludziom, oni wystrzelili we mnie strzały.
Machnęłam ręką tworząc chwilową tarczę, aby strzały mnie nie
sięgnęły.
-
expelliarmus! - rzuciłam
zaklęcie, a ich łuki i inne bronie wypadły z im z rąk odrzucając
na kilka metrów od nich samych. Wtedy za kolejnych drzew wyskoczyli
Ian, Harry i Argea trzymali różdżki z tyłu przy głowach
Berserków. Podnieśli ręce do góry, a sam ich, chyba wódz
rozszerzył oczy ze zdziwienia.
- co
to ma być?! Kim wy jesteście?!
-
jesteśmy czarodziejami, a TERAZ ICH WYPUŚĆ, BO INACZEJ TO ONI
ZGINĄ – wskazałam na jego malutką armię.
- ty
naiwno dziewczyno, myślisz, że mnie pokonasz – skierował na
jeźdźców – raczej to ty odpuść, bo sama wiesz co z nimi
będzie.- nawet się nie namyśliłam, odruchowo rzuciłam czar.
-
drętwota – nim
się zorientował, zaklęcie trafiło w niego. Poleciał kilka metrów
do tyłu tracąc przytomność. Spojrzałam groźnie na Berserków
trzymających resztę, oni od razu ich puścili i zaczęli uciekać,
ale Argea była szybsza i stanęła im na drodze, rzuciła w nich
zaklęcie expulso, odrzuciło
im we wszystkie strony i również stracili przytomność. Podbiegłam
do jeźdźców i pomogłam im się odplątać ze sznurów. Harry, Ian
i Argea również pomogli.
-
dzięki, za pomoc – odezwał się Czkawka
- nie
masz za co dziękować przecież on mógł wam coś zrobić –
odpowiedziałam z uśmiechem
-
naprawdę jesteście czarodziejami i rzucacie bardzo dobrze te wasze
no.. zaklęcia – dodała podekscytowa Astrid
- a co
nie wierzyliście nam? -zapytałam krzyżując ręce
- no
nie do końca – uśmiechnęła się niepewnie
-
spoko, nic nie szkodzi mieliście do tego prawo no bo jesteśmy dla
was czym kompletnie nienormalnym – zaśmiałam się
- no
okej, to lepiej wracajmy do domu. Muszę to powiedzieć tacie,
Berserkowie nie mogą nas tak atakować – wyjaśnił Czkawka
- ale
Czkawka... jest jeden problem – dodała Astrid – nasze smoki
zostały uśpione
-
racja to jak je obudzimy przecież nie możemy ich tu zostawić –
spojrzałam na smoki, a następnie na torebkę Argei. Przypomniałam
sobie, że mam eliksir budzący.
-
czekajcie chyba mam pomysł – zaczęłam szukać w torebce
eliksiru, wszyscy w skupieniu patrzyli na mnie, musiałam włożyć
tam całą rękę, aż do ramienia. Jeźdźcy spojrzeli zdziwieni
- jak
to?
-
zaklęcie zmniejszająco-zwiększająco – wyjaśniłam, wkurzyło
mnie to przeszukiwanie torebki, sięgnęłam po różdżkę i
wypowiedziałam zaklęcie accio eliksir,
z torebki wyskoczyła fiolka z bezbarwnym płynem. Chwyciłam ją i
podeszłam do śpiących smoków, były naprawdę duże, nieco się
przestraszyłam, co z tego, że spały były duże!
- to
jest eliksir budzący, obudzi wasze smoki w dwie sekundy. Nie jest on
szkodliwy dla nich – dodałam bo zauważyłam, że Śledzik już
miał coś powiedzieć. Kucnęłam przy smokach i do każdego z ich
pysku wlałam po jednej kropelce płynu. Tak jak mówiłam minęło
dwie sekundy, a smoki stały i były gotowe do lotu.
niedziela, 1 marca 2015
rozdział 13 " Zabawa w podchody i zimna kapiel"
- no co?! To nowa
miotła!
- dobra, dobra. Jak
ich zdejmiemy?- zapytał Harry wskazując na morze i niebo
- chyba nie musimy
się nad tym zastanawiać – dodał Sączysmark i wskazał na
przyjaciół lecących prosto na nich. Szybko wszyscy padli na piach,
a oni przelecieli im nad głowami, lądując w wydmie głową. Reszta
podbiegła do nich, przypatrując się bliźniakom. Już chcieli
podejść kiedy nagle wyskoczyli z piachu
- mogliśmy
zginąć... – powiedziała Szpadka
- no nie.. to co
jeszcze raz?! - odpowiedział jej brat z podekscytowaniem
- o nie! Nie będzie
następnego razu! Nie wolno wam ruszać magicznych rzeczy. Jasne?
- ale one są takie
fajne – rzekł Mieczyk, ale kiedy dostrzegł surowe spojrzenie
Natrii od razy zmienił zdanie.
- no dobra –
rzekł smutno, a raczej udając smutnego i wtedy wraz z siostrą
znowu gdzieś pobiegli, zapewne coś zbroić. Natria tylko ciężko
westchnęła i powiedziała:
- oni tak zawsze?
- niestety tak
- o matko! Ja tu
nie wytrzymam – powiedziała
- daj spokój z
nami wytrzymujesz od pierwszego roku więc wytrzymasz z nimi przez
jakiś czas – rzekł Harry, a jej się od razu przypomniała
poranna rozmowa i to, że on ją słyszał. Dziwiło ją to, że
jeszcze o tym nie wspomniał, ale to może dlatego, że są wraz z
przyjaciółmi i nie chciał o tym mówić przy nim? Szybko powróciła
do rzeczywistości, postanowiła, że będzie udawać jakby nigdy
nic.
- no racja... bo wy
to przecież dwa razy więksi idioci od nich na dodatek z różdżkami
– uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnij uśmiech. Jego
uśmiech był tak cudowny, że nogi jej uginały. Szybko odwróciła
wzrok i powiedziała:
- to.. co robimy?
- my mamy trochę
roboty musimy zlikwidować resztę pułapek na dzikie smoki, a wy
możecie sobie tu pochodzić
-
dobra-odpowiedział Harry
- tylko uważajcie
na dzikie smoki – dodał Czkawka
- jasne..one już
poznały gniew dzikiego smoka – wtrącił się Ian, wskazując na
Natrię i Argeę
- ej no! Nie nasza
wina! - oburzyła się Argea krzyżując ręce
- a nie? - zadrwił
sobie, Argea już powoli sięgała do torebki po różdżkę, ale
Natria ją powstrzymała
- ejejejej dajcie
sobie już z tym spokój było minęło – zaczęła Natria
- no dobra –
odburknęła Argea i stanęła obok przyjaciółki.
- okej to my lecimy
uważajcie na siebie- pożegnał się się Czkawka i rozszedł się
zresztą w kierunku lasu. Ewidentnie każdy z nich wiedział co ma
robić i gdzie iść. Czarodzieje zostali sami na plaży, słońce
nie było jeszcze jakoś specjalnie wysoko, co oznaczało, że nie ma
jeszcze południa gdzieś ok. 10. Stali w ciszy nikt nie rozpoczął
rozmowy, co nie było w ich stylu, zawsze mieli wspólny język, a
teraz? Natria i Argea odeszły kawałek od chłopaków, usiadły w
pobliżu skał i wody. Natria dotknęła skały pokryła się
szronem, ale nie jakimś takim bezkształtu tym razem był to wzór
jakiegoś kwiatu. Odwróciła wzrok do Argei, trzymała w dłoni
muszelki i coś z nich robiła,pewnie jakąś bransoletkę.
- słuchaj- zaczęła
niepewnie i cicho, Argea zwróciła wzrok na nią oczekując dalszej
części – jak myślisz ile oni słyszeli z tej rozmowy?
- tak jak już ci
mówiłam chyba coś słyszeli, ale nie jestem pewna od której
części
- jak na razie nic
o tym nie wspominają, co jest dobre
- niby dlaczego? W
końcu Harry, jeśli w ogóle to słyszał, dowiedział się co do
niego czujesz
- mam nadzieję, że
nie
-oj no dlaczego?
- sama nie wiem,
nie wiem w ogóle co się ze mną dzieje jak on jest tylko przy mnie
czuję się jakoś.... jakoś... no nie wiem
- magicznie?
Bezpieczniej?
- tak właśnie
- to jest właśnie
uczucie miłości
- ehh no dobra
zmieńmy może temat
- no okej, w takim
razie weź mi to trochę oszroń- powiedziała podając bransoletkę
Natrii
- no nie wiem..
- proszę –
Natria ustąpiła, wzięła od Argei bransoletkę. Prawą ręka
zrobiła okrągły ruch w powietrzu nad ozdobą. Z jej dłoni
wyleciały kilka małych, skrzących się błękitem strużki. Po
chwili bransoletką miała lekko oblodzone muszelki, ale taką cienką
powłoką, że muszelki nie zmieniły swoich najdrobniejszych
szczegółów. Cała błyszczała w promieniach słońca, nawet
między muszelkami były drobne perełki z lodu, wyglądała
ślicznie. Argea z Natrią szeroko się uśmiechnęły na ten widok.
- jest przepiękna!
Dzięki! - wykrzyczała Argea zakładając ją sobie na rękę –
widzisz sama, teraz wiesz już jak opanować tę moc
- co??
- no musisz panować
nad strachem, wtedy pod tą jaskinią byłaś tak przerażona że nie
kontrolowałaś tego dlatego zamrażałaś wszystko co popadnie
- rzeczywiście –
rzekła spojrzała na swoje dłonie i uśmiechnęła się pod nosem
- ej a tak w ogóle
co robią chłopaki? Coś mi tam za cicho
- mi tak samo.
Lepiej sprawdźmy- odparła Natria podnosząc się z piasku,
strzepała piasek ze spódnicy. Poszukiwała wzrokiem chłopaków,
Argea również się rozglądała, ale ich nie dostrzegła.
- eeee gdzie oni
są?
- nie mam pojęcia,
przecież byli tam! – Natria wskazała miejsce gdzie niedawno stali
Harry i Ian.
- ej! A to co? -
Argea podbiegła gdzie była narysowana ogromną strzałka, zauważyła
również nieopodal taką samą wskazywały one na las
- oni bawią się z
nami w podchody!- wykrzyczała Argea
- jak dzieci..-
westchnęła Natria
- o no chodź już!
- Argea chwyciła rękę Natrii i pociągnęła ją za sobą.
Doszły,a raczej dobiegły do drugiej wskazówki.
- to chyba tam-
Natria pokiwała głową i obie poszły w kierunki drzew. Dotarły do
granicy lasu, na jednym z drzew były wyryte dwie strzałki, trzeba
było wybrać drogę.
- jak myślisz,
którędy poszli? -zapytała Argea pocierając teatralnie brodę
- jedna strzałka
wskazuje drogę prosto blisko granicy, a druga w głąb lasu. Sądzę,
że nie poszli by do lasu ze względu na nas
- masz rację,
czyli idziemy prosto – Argea zaczęła iść przodem, Natria
spojrzała za siebie zdawało jej się, że coś usłyszała nerwowo
sięgnęła do torebki
- hej! Idziesz?!
- tak! Już idę! -
podbiegła do Argei, która się rozglądała za jakimikolwiek
strzałkami. Niestety nic nie dostrzegała. Poszła dalej według
wcześniejszej wskazówki, właśnie miała ruszać ku krzaku, ale
przeszkodził jej w tym głos Natrii
- Argea! Chodź
jest kolejna wskazówka!
- idę, idę!-
znalazła Natrię przy jednych spróchniałym, pniu. Na nim był
narysowany lew, czyli znak ich dormitorium w Gorgioz. Obok głowy lwa
była narysowana mała strzałka którą prowadziła z powrotem na
plaże. Poszły w tym kierunku, zobaczyły w oddali rzucającą się
w oczy strzałę ułożoną z kamieni. Czym prędzej podbiegły do
niej i ruszyły za jej kierunkiem, tym razem wskazywała płaskie
skały, ułożone w taki sposób, że wyglądał jak pomost.
Obejrzały się wkoło nigdzie ani śladu chłopaków.
- myślisz, że
mamy wleźć na te skały? - zapytała Natria
- wiesz, że nawet
nie wiem- odpowiedziała wzruszając ramionami- ale nie zaszkodzi
wejść i zobaczyć – chwyciła Natrię z rękę i podeszła do
skał. Powoli się wspinała na górę, a Natria w tym czasie
dostrzegła inną metod wejścia.
- eee Argea?
- tak?
- tak są schodki –
powiedziała ze śmiechem, Argea poparzyła na miejsce gdzie
wskazywała przyjaciółka. Ciężko westchnęła i zeszła z dużego
kamienia. Razem z nią weszła po schodkach, widok był bardzo ładny,
rozległe, spokojne morze, niebo bezchmurne. Zachwyciły się tym
widokiem, zupełnie nie zwróciły uwagi na czających się z tyłu
chłopaków.
- czekaj, a one
umieją pływać? - zapytała prawie bezgłośnie Harry Iana
- na pewno,
przecież w lecie wybierają się razem nad jezioro- nadal szli cicho
byli już tak blisko dziewczyn. Ich plan polegał na tym aby je
trochę rozerwać i rozweselić, ciągle były nieco przygaszone tym,
że opuścili Gorgioz. No ale przecież nie na zawsze, była to ich
wspólna decyzja jeśli chodzi tą misję.
- ciekawe po co
chłopaki nas tu przyprowadzili skoro ich tu nie mam- zagadała Argea
- nie wiem,
ostatnio są jacyś dziwni i w ogóle – dodała Natria, chłopcy
spojrzeli na siebie porozumiewawczo, Ian szybko chwycił Argeę, a
Harry oczywiście Natrię. Obie się przestraszyły i nim się
obejrzały wylądowały w wodzie, szybko wypłynęły na
powierzchnię. Wypluły wodę, którą się o mało nie
zakrzsztusiły. Fryzury dziewczyn były całkiem pozmieniane,
ociekały wodą i były nawet na nich wodorosty, jedyne co zostało
nie naruszone to makijaż, który jakoś wcale nie spłynął za
sprawą wody. Zdezorientowane popatrzyły na śmiejących się
chłopaków, ledwo co łapali oddech. Jak najprędzej wyszły z wody,
Harry i Ian również podeszli do nich, lecz z dystansem. Miały
szczęście, że użyły magicznych cieni i tuszu przez co nie łatwo
było się pozbyć makijażu. Teraz były oburzone i wściekłe na
przyjaciół.
- co wam strzeliło
do tego durnowatego łba?! - wykrzyczała Natria, wyjmują nerwowo
wodorosty z włosów
- przez was
jesteśmy całe mokre, a nie mamy żadnych suchych ciuchów! Zaraz to
ja was tak urządzę!! - tym razem to pogroziła im Argea
- ej no spokojnie –
powiedział Ian wyciągając przed siebie ręce
- spokojnie?
Spokojnie?! Ja ci zaraz dam spokojnie!- Argea tym razem szybkim
krokiem znalazła się przy Ianie i waliła go ręką w głowę.
Harry się przysunął do Natrii, aby baczniej obserwować tą
zabawną sytuację. Wyglądało to komicznie, on próbował się
bronić, ale nie mógł jej przecież uderzyć. A ona uderzała i
uderzała w końcu Ian złapał ją za dłonie przez co nie mogła go
powtórnie uderzyć. Spojrzała na niego groźnie
- puść mnie!
- a nie będziesz
mnie biła?
- a nie będziesz
mnie więcej wrzucał do wody?-odpowiedziała pytaniem ten się
uśmiechną i ją puścił, szybko wróciła do Natrii, która już
wyciągnęła wodorosty i rozplątała resztki swojego koka.
- i jak lepiej? -
zapytał Harry
- ale o co ci
chodzi? Wrzuciliście nas do wody!- krzyknęła Natria rozczesując
palcami włosy- zresztą dlaczego to zrobiliście?!
- chcieliśmy was
trochę rozbawić-wyjaśnił Ian stojąc daleko od Argei
- rozbawić? To coś
się wam nie udało bo jak na razie to ja jestem wściekła- rzekła
Natria-ubranie całe przemoczone, buty tak samo, włosy są nie do
ogarnięcia, macie szczęście, że makijaż jest cały bo inaczej
byłoby po was- rzuciła im srogie spojrzenie i odeszła nieco dalej
razem w Argeą
- ej no co wy?
Chyba się nie gniewacie? - zapytał Ian robiąc przy tym oczy
szczeniaczka, one się nawet nie odwróciły, ignorowały ich
- ej no! My chcemy
was pocieszy i w ogóle, a wy się obrażacie? - zapytał Harry,
wyprzedził dziewczyny i szedł teraz przodem do nich. Następnie
dołączył do niego Ian. Spojrzały na nich spod tych mokrych
grzywek, które niesfornie opadały im na oczy.
- no więc? Macie
nam to za złe? - powtórzył Ian swoje pytanie, a Harry się
błagalnie uśmiechną do Natrii, która od rozmiękła
- no okej -
westchnęła-ale proszę nie róbcie tak więcej. Dobra? - dodała
już spokojniejszym tonem. Chłopcy kiwnęli głowami, oni to jednak
wiedzieli jak je udobruchać. Znaleźli sobie miejsce gdzie mogli
odpocząć. Dziewczyny usiadły w słońcu, aby się trochę
wysuszyć, a chłopaki w cieniu pod drzewem które sobie rosło
samotnie na plaży. Minęło pół godziny, dziewczyny żywo o czymś
rozmawiały, co jakiś czas Natria tam coś oszraniała na prośbę
Argei. Chłopakom ewidentnie się już znudziło siedzenie pod
drzewem, więc się dołączyli do dziewczyn.
Zmiana
Cześć Wam właśnie zmieniłam adres swojego bloga ;) Teraz będę pisać tutaj. W takim razie do zobaczenia i do kolejnego rozdziału ;) Mój wcześniejszy adres to: http://natria-harry-i-inny-hogwart.bloog.pl/ Są tam wcześniejsze rozdziały więc zapraszam
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)